Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Cookies    Dowiedz się więcej    Cyberbezpieczeństwo OK
Forum wielotematyczne LUKEDIRT Strona Główna
 Strona Główna  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Statystyki  Rejestracja  Zaloguj  Album

Poprzedni temat :: Następny temat
Kwiecień Stulecia z mojej perspektywy (PiotrNS)
Autor Wiadomość
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 109 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11676
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 2 Sierpień 2019, 21:31   Kwiecień Stulecia z mojej perspektywy (PiotrNS)

Część Pierwsza - "Wiatr zmian"

Na razie, 31 marca wieczorem, choć nie uważam marca 2018 za coś bardzo złego, żegnam go z niesmakiem. Marzę o regularnej, stałej wiośnie, lecz widzę że po trudach marca w najbliższych dwóch dniach nadal nie mogę jej oczekiwać.
Późnym wieczorem 31 marca 2018 roku zaczął padać deszcz. Za chwilę wybije północ i rozpocznie się ten miesiąc…

Budzi mnie ciągły, nieustający szum, z którego jednostajnej tonacji wyróżnia się dźwięk spadających z dachu kropel rozbijających się o poręcz balkonu. Wstał nowy dzień, 1 kwietnia 2018. Niedziela Wielkanocna. Znowu się nie udało. Znowu wiosenne święta nie przyniosły pogody właściwej wiośnie. Mimo godziny ósmej wewnątrz nie było zbyt jasno. Nowy dzień jawił się jako bardzo markotny, nienadający się do zbyt wielu rzeczy. Żałuję że nie zrobiłem zdjęcia, ot tak dla upamiętnienia początku tego miesiąca. Łatwo go sobie jednak wyobrazić. Z szarego nieba pod którego pułapem biegną przelotne obłoki mgły, spada deszcz, niekiedy ulewny. Nieustanny i niewytłumiony deszcz, od którego rosną tylko kałuże, a zgniłozielona trawa w ogrodzie tylko nasiąka. Co chwilę z nadzieją spoglądałem za okno wypatrując poprawy pogody, jednak moje nadzieje okazywały się płonne. Zdegustowana byłą także rodzina zła na pogodę i przeciągającą się od września z nielicznymi przebłyskami chłodną i pochmurną aurę, stale opóźniającą wiosnę. A przecież już tak bardzo chciałoby się ujrzeć jasnozielone listki na drzewach, żonkile i tulipany na grządkach, stokrotki wychylające swoje główki znad wznoszącej się jaskrawej trawy. Zieleń, zieleni nam trzeba. To ona choć trochę umilała nam chłody drugiej połowy ubiegłorocznego kwietnia, to ona cieszyła wzrok skąpana w czerwcowym słońcu, nawodniona wrześniowym deszczem. Teraz każda z tych sytuacji żyje tylko w wyobraźni, zaś rzeczywistość nie tylko skąpi w zieleń, lecz i nie szczędzi w… biel. Było około dziesiątej, pora wielkanocnego śniadania, kiedy wszyscy jak jeden mąż przybiegli do okien. Deszcz zamienił się w śnieg. I to nie mały. Ogromne płatki zaczęły szybko opadać na ziemię. Tam natychmiast się topiły, jednak przez około dwie minuty widok był dość wyjątkowy. Śnieg przypominał wielkie białe grochy, jak na kartkach świątecznych. Ale nie wielkanocnych. Temperatura zamiast rosnąć – spadała. Oficjalna temperatura maksymalna wynosząca 12 stopni, pochodzi z sobotniego wieczora. Jeszcze o północy notowano 9 stopni, zaś teraz – tylko 4. Strugi deszczu zdawały się marznąć. Próbowałem nawet wyjść na zewnątrz w ciepłej kurtce i pod parasolem, jednak przy takiej pogodzie, właściwej zimowej odwilży, było to mocno niewygodne. To się kiedyś skończy, ale cały pierwszy dzień drugiego miesiąca wyjątkowo chłodnej wiosny pokazał się z jak najgorszej strony. Nawet w najbardziej deszczowe dni września ubiegłego roku (2017) trafiały się „jaśniejsze” godziny, kiedy coś dało się zrobić. Wraz z nadejściem wieczora chłód stawał się jeszcze bardziej dotkliwy, na tyle że spodziewałem się rozpoczęcia świątecznego poniedziałku w białej szacie.
Poranek okazał się tym razem o wiele jaśniejszy. Deszcz już nie padał, a na niebie pojawiły się przebłyski. Wbrew moim obawom temperatura nie zdołała spaść do zera i opady śniegu nie wystąpiły, choć dane obserwatora meteorologicznego wskazują na jakiś niegroźny opad nad ranem. Wraz z postępem doby sceneria za oknem stawała się coraz lepsza. Zza chmur wyglądało słońce, lecz wciąż dokuczał chłód. Wiatr który wtedy zaczął wiać, wydawał mi się początkowo dodatkowym utrapieniem, lecz – jakby na przekór – wspaniale się przysłużył, bo szybko rozwiał chmury. Kiedy niebo już się oczyściło, postanowiłem unormować kwestie związane z przyswojonymi niedawno kaloriami i wyruszyłem na spacer do lasu. Wiatr wciąż wiał, jednak zaczął stopniowo się uciszać. Zrobiło się przyjemnie choć chłodno. Temperatura maksymalna wyniosła tego dnia 10,7 stopnia, zaś średnia dobowa – 5,0. Oznacza to że 2 kwietnia 2018 okazał się najzimniejszym dniem miesiąca. A jednak w powietrzu wraz z wiatrem unosił się już pewien optymizm.



W drodze powrotnej zahaczyłem o ogródki działkowe. Idąc w stronę słońca czułem już delikatne ciepło i odważyłem się zdjąć kurtkę.



Wieczorem wiatr zniknął zupełnie, a temperatura (niestety) szybko zaczęła spadać. Noc przyniosła przymrozek, a nawet mróz -1,3 stopnia, zaś poranek – ku mojemu zaskoczeniu – przyniósł pochmurną pogodę. W tym czasie jednak i tak byłem zajęty, zaś około południa – jak na zawołanie przyszło słońce. Temperatura poszybowała do aż 18,7 stopnia. Takiego dnia nie widziałem od października, toteż po kilkutygodniowej przerwie znów wsiadłem na rower i wyruszyłem do miasta. Proszę zwrócić uwagę na niski poziom rzeki.



Tego popołudnia nad moją okolicą przelatywał bardzo rzadko widywany, jedyny na świecie egzemplarz największego kiedykolwiek zbudowanego samolotu Antonov 225 Mrija, na trasie z Kijowa do Lipska. Niestety akurat ta część nieba zasnuta była chmurami wysokiego piętra, przez co obserwacja się nie udała. Może następnym razem. 4 kwietnia okazał się praktyczną kopią tego dnia, niestety miałem wówczas sporo na głowie i nie wychwyciłem wielu szczegółów. Prognozy tego dnia jawiły się jako optymistyczne. Nabrałem pewności co do nadchodzącego weekendu, który miał być naprawdę udany. Później wiązki znów miały opaść jak mój entuzjazm, kiedy po pięknym wrześniu 2016 zerknąłem na prognozy na październik. Ale cóż, bliżej niż dalej do ciepła. Zresztą – to ciepło czeka już za rogiem. Już nawet nie za tydzień, dwa, miesiąc, lecz… jutro. 5 kwietnia od rana świeciło słońce i po nocy z temperaturą minimalną równą 6,5 stopnia (więc już przyzwoicie) wstał ładny dzień. O siódmej rano powitało mnie takie piękne, pogodne niebo. Księżyc zbliżał się do ostatniej kwadry, a spokój mąciła jedynie trwająca od kilku dni wojna modeli pogodowych. Czy czeka nas wiosna czy kolejne ochłodzenie i opady śniegu na zachodzie?


To był ten dzień, jeden z pierwszych, kiedy wiosna staje się namacalna, odczuwalna na każdym kroku. Pierwszy dzień z przekroczeniem 20 stopni często okazuje się dla mnie dość senny, niekoniecznie całkiem przyjemny. Zwłaszcza po takim a nie innym lutym i marcu, pierwsze 20 stopni (zresztą dość wczesne) wydaje się może nie gorące, lecz – jakby to napisać – dziwne. Po kilku godzinach pięknego, lazurowego poranka, niebo zaczęło zachodzić „mlekiem” i zmieniło kolor z błękitnego na kremowy. Słońce jeszcze przez jakiś czas się przebijało, lecz około 15-tej znikło za warstwą stalowoszarych chmur, jak na burzę. Stała się lekka sensacja – wbrew zapowiedziom z chmur nagle zaczął padać deszcz, chwilowo intensywny. Nie spodziewałem się tego podobnie jak faktu iż największa sensacja tego dnia wciąż przede mną. Tymczasem na dworze znów zrobiło się ciemno i przykro. Gdzieś za chmurami zachodziło słońce i zapadał dość gorzki wizualnie zmierzch. Dzień udał się tylko w połowie. I zgasł. Kto nie zdążył nacieszyć się 20 stopniami, będzie miał w tym roku jeszcze 165 okazji. Ale na razie to brzmi jak science-fiction. A właściwie to brzmiało do wieczora…
Wieczorem postanowiłem sprawdzić sytuację na froncie wojennym między GFS a ECMWF.
Żadne 40-tki z czerwca 2019, żadne upalne fusy z 2015 roku nie wywołały we mnie takiej erupcji emocji jak to, co wtedy zobaczyłem. Z tą różnicą że wieczorem 5 kwietnia były one pozytywne. Nie widać tylko przekroczeń 20 stopni. Widać przekroczenia 25 stopni. I już nie w obrębie weekendu. Do końca prognozy! Pamiętam swoją wymowę zdań z Kmrozem, kiedy napisałem że szykuje się wymarzona powtórka kwietnia 2009. Kmroz odpisał że 2009 przy czymś takim wysiada i miał rację :) Tylko czekać na werdykt ECMWF… I stało się! ECMWF nie tylko zdublował wizję swojego konkurenta, lecz jeszcze bardziej je „podkręcił”. Wypadało otworzyć szampana, ale na taką okazję nadawałby się chyba tylko Krug albo Dom Perignon. I to z dobrego rocznika, np. z 1980. Siedziałem jak wryty i nie mogąc uwierzyć kontemplowałem te prognozy godzina po godzinie. Blog meteomodel eksplodował, chyba przed latem 2018 kiedy wiadomo kto robił mega spam, nie widziałem tam takiej wrzawy. Trzy dni pod rząd z anomalią uśrednioną ponad 10K wyglądają na twórczą fikcję. A po nich – trudno czekać ochłodzenia. Szczęście i radość w moim przypadku łączyły się z lekkim zmieszaniem wywołanym faktem, że taka pogoda utrudni mi skupienie przy ostatnich przygotowaniach do matury. W tym temacie nazajutrz, 6 kwietnia, nastąpił dzień przygotowania duchowego i szkolny wyjazd maturzystów do Częstochowy. A jaki był 6 kwietnia? To ostatni dzień przed październikiem, a może i listopadem, kiedy było mi naprawdę zimno. Pojechałem niewyspany i kiedy przed szóstą rano wysiadłem w miejscu docelowym, chłód okazał się naprawdę przeszywający. Zapomniałem o tym, co widziałem wczoraj wieczorem. To nie ma szans się sprawdzić, pewnie dziś modele wszystko odwołają, a w najlepszym razie wypowiedziany zostanie traktat pokojowy i wojna między GFS-em a ECMWF ulegnie wznowieniu. 25 stopni za dwa dni? Wolne żarty, teraz jest 8, wieje zimny wiatr i wszyscy dookoła opatulają się szalikami jakby była zima. Zresztą ja też zmarzłem. Z czasem niebo zaczęło puszczać jakieś drobne przejaśnienia, lecz wzrost temperatury był równie ospały co ja po wieczorze spędzonym na przeglądaniu prognoz, pisaniu na Meteomodelu i nieprzespanej nocy ;)


Słońce pokazało się na niebie dopiero gdy nieco wymarznięty wracałem już do domu, wczesnym popołudniem. Niestety im bliżej, tym sytuacja znów okazywała się gorsza. W Nowym Sączu temperatura maksymalna 6 kwietnia ledwo przekroczyła 10 stopni, a moje miasto stało się jednym z najchłodniejszych i najbardziej pochmurnych w Polsce. Dopiero pod wieczór, gdy słońce miało się ku zachodowi, niebo się rozpogodziło, najpóźniej w całym kraju, gdzie ów dzień był na ogół słoneczny. Wcześnie poszedłem spać, a z tego co później się dowiedziałem od innych miłośników astronomii – szkoda, bo noc była podobno wyborna do obserwacji. Szkoda tylko że bardzo zimna. -1,8 stopnia jakie zanotowano w sobotę (7 kwietnia) rano, była najniższą temperaturą tego kwietnia i ostatnim mrozem w sezonie 2017/2018. No właśnie. Kwiecień jeszcze nie zdążył pokazać pazura, ale już mamy pierwszy rekord. Rekord najwcześniejszego zanotowania ostatniego spadku poniżej zera. Do tej pory (co mnie zaskoczyło) rekordzistą był rok 2006, kiedy kluczową datą okazał się 8 kwietnia. Z kolei rekord przeciwny należy do sezonu 1976/1977, kiedy mróz -0,5 stopnia wystąpił 2 czerwca 1977 (ten dzień miał średnią dobową równą 6,1 stopnia, takiej zimnicy w czerwcu nie widziano już nigdy później - i niech tak zostanie). No ale nie o czerwcu tu mowa :) 7 kwietnia pogoda była dość dobra, już ciepła (17 stopni). Tego dnia po południu robiłem porządek w ogrodzie, przycinałem gałęzie. U sąsiadów, na małym osiedlu domów wielorodzinnych trwał pierwszy w roku grill. W swojej rodzinie jestem głównym źródłem wiedzy meteorologicznej, toteż po usłyszeniu pytania o to, jaka będzie pogoda w przyszłym tygodniu, zainspirowany widzianymi na blogu sensacjami odpowiedziałem „czerwiec w kwietniu”. Usłyszałem na to odpowiedź „weź przestań, nie przesadzaj”. Szkoda że się wtedy o coś nie założyłem :D Słońce obecne było przez niemal cały czas, choć stoczyło kilka bitew z chmurami. Te nie dawały za wygraną aż do wieczora, który odgradzał nas od najważniejszego dnia całego 2018 roku. Dnia, w którym wszystko się zaczęło…
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 109 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11676
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 2 Sierpień 2019, 21:40   

Część Druga - "Gdy spełniają się sny"

Niedziela 8 kwietnia 2018 chyba na zawsze zostanie mi w pamięci. Pierwszy dzień pierwszego miesiąca „Wspaniałego półrocza” zainaugurowała… zimna „medialna” odsłona GFS. Wiedząc jak będzie naprawdę, mogłem tylko pośmiać się z katastroficznych nagłówków i „płaczących” reakcji pod postem Twojej Pogody na Facebooku. Wprawdzie wyż skandynawski mógł tchnąć w stronę zachodniej Polski nieco chłodniejszego powietrza, ale czy warto robić wokół tego taką sensację? Chyba nie, sensacją było to, że rano przywitało mnie… zachmurzone całkowicie niebo. Bardzo rozczarowujący był to widok, ale pozory mylą. Jeszcze na dość długo przed południem wyszedłem na małą rowerową przejażdżkę i od razu uderzyło we mnie ponadnormatywne ciepło, niemal 20 stopni. Takie odczucie w kwietniu pod pierzyną z chmur nie jest zbyt powszechne, lecz już około południa było widać, jak przez obłoki przebijają się promienie słoneczne. Czytając meteorologiczne blogi, dowiadywałem się że w znacznej części Polski wiosna rozpostarła już skrzydła, jest bardzo ciepło i pogodnie. Można było pomyśleć, co jest nie tak, skoro akurat u mnie aura jest wciąż tak powściągliwa, ale w końcu stało się. Powiał wiatr, który szybko przegonił chmury i niemal w okamgnieniu Nowy Sącz zainaugurował chyba najbardziej niezwykły pogodowo czas w historii prowadzonych tu pomiarów – porę ciepłą A.D.2018. Wyciągnąłem rodzinę na spacer. Wziąłem ze sobą lekką bluzę, bo wiatr początkowo troszkę zaniżał odczuwalne ciepło, lecz po pewnym czasie i on ustąpił. To był pierwszy w tym roku pobyt na dworze w krótkim rękawku. Temperatura wynosiła 22,8 stopnia i można było poczuć się prawie jak w maju. Prawie, bo odczucia estetyczne nadal psuła „szara” zieleń i śnieg na górach Beskidu Sądeckiego.




Przynajmniej leśne zawilce już nie zawodziły i na ściółce rozłożył się prawdziwy dywan. W Miasteczku Galicyjskim wielu chętnych na lody, zresztą ja też się skusiłem, wszak mamy pierwszy dzień letni! Popołudnie i wieczór były już niemal bezchmurne i z wielką satysfakcją mogłem już upewnić się o tym, że upragnione ocieplenie przyszło. Przyszło wszędzie. A jutro? Jutro będzie jeszcze bardziej. Jeszcze cieplej. Jeszcze więcej słońca. Jeszcze mocniej.
9 kwietnia 2018 od początku był jak wyjęty z innej rzeczywistości. Temperatura minimalna wynosząca 16,2 stopnia to nie są kwietniowe standardy. A nawet majowe. Już przed ósmą, gdy wychodziłem, notowano niemal 20 stopni przy intensywnie świecącym słońcu, tak że nie pamiętając zimy sprzed trzech tygodni i chłodów jeszcze sprzed kilku dni, nie zabrałem żadnego wierzchniego odczucia. I słusznie. Nawet nie zauważyłem że z 20 stopni zrobiły się 24. Już nie pamiętałem jak odczuwa się takie temperatury i gdybym miał powiedzieć „na oko” ile to jest, nie potrafiłbym ocenić. Na szczęście wczorajszy dzień już przyzwyczaił mnie do ciepła i 9 kwietnia nie czułem się już nieswojo, wręcz przeciwnie. Rajski, lekko gorący, bezchmurny dzień.


Jak widać niektórzy postanowili ubrać się do kalendarza ;) Ja wróciłem do domu wkrótce po 13-tej, takie uroki ostatniego miesiąca szkoły. Oczywiście pieszo, przez cały kwiecień 2018 tylko raz zdarzyło mi się wracać autobusem. Po powrocie usiadłem na chwilę przed domem złapać pierwszą opaleniznę. Czułem gorąco, ale takie najlepsze jakie może się zdarzyć, nie „smażące” ani „gotujące”, lecz przyjemnie otulające ciepłem. Niesamowicie śpiewały ptaki, a trawa zdawała się podnosić, tracąc zarazem „błotnistą” barwę. Mimo poniedziałku, każdy kto mógł wyruszył na spacer, rower lub przynajmniej na dwór. Znów dało się usłyszeć „wakacyjny” gwar, a powietrze zdawało się słać jakąś wyjątkową energię, którymi wręcz biły kolejne prognozy. Żadnego ochłodzenia. Może i wegetacja jest bardzo opóźniona, ale tego dnia pomyślałem że jeśli tak dalej pójdzie, to na końcu kwietnia na drzewach będziemy mieli już lato. Czy miałem rację, dowiemy się na końcu opowieści :) Wieczorem niebo miało bardzo intensywny kolor, co zapowiada noc stworzoną do podziwiania gwiazd. Powietrze zdawało się wyjątkowo czyste, przejrzyste. Stojąc na balkonie i podziwiając te widoki, spojrzałem na pogodowe podsumowanie dnia. I stało się! Pierwszy dzień gorący. Pogoda przechytrzyła nawet najcieplejsze prognozy i zamiast 24 dała nam aż 25,3 stopnia. To jeden z najwcześniejszych dni gorących w historii – wcześniej wystąpiły u mnie tylko w latach: 1961, 1968, 1974 (rekord, 21 marca), 1986 i 2016. Ale jest coś jeszcze. Średnia dobowa. Noc była skrajnie ciepła, dzień niezwykły od początku, więc? Ech, o ile nie przepadam za nowymi rekordami, tak nie mogę wybaczyć kwietniowi 2018 tego, że jego dziewiąty dzień nie przekroczył średnio progu 20 stopni. Zabrakło 0,1… W Tarnowie się udało, lecz 50 km na południe, w Nowym Sączu o włos. O włos. A gdyby tak się jednak stało i średnia dobowa stała się minimalnie wyższa? Byłby to niesamowity rekord, niczym rekord najwcześniejszego dnia gorącego z 1974 roku, bardzo odstający od wszystkich innych wyników. Najwcześniejszy dzień, w którym temperatura średnia osiągnęła 20 stopni, to nadal 27 kwietnia 2013 roku. A zdarzyła się długo niepowtarzalna okazja, by pobić go o – bagatela – 15 dni. Mimo to wynik tego dnia okazał się niesamowity. Wystarczy wspomnieć, że był taki rok, kiedy tak ciepły dzień wystąpił dopiero (bez jednego dnia) dwa miesiące później – 8 lipca. I nie piszę tu o czasach, kiedy ludzie rzucali kamieniami w dinozaury, lecz o roku… 2004. Po przejrzystej, chłodniejszej lecz normalnej na kwiecień nocy, nadszedł 10 kwietnia. Byłem dość zajęty i nie zrobiłem zdjęć, lecz ów dzień akurat nic specjalnego nie pokazał. Wczesnym popołudniem niebo się zachmurzyło i pozostało takie do końca dnia. Tak nieszczególnie zaczął się również dzień kolejny, 11 kwietnia. Kiedy około 12-tej wyszedłem do domu, świat wyglądał jeszcze tak:


Słońce od rana próbowało się wydostać, lecz wtedy powiodło mu się to nagle. W okamgnieniu, przez kilkanaście minut, jakąś dziwną siłą niebo nagle się oczyściło.


Wyjątkowo przy okazji powrotu postanowiłem zajść nad pobliską rzekę. Spostrzegłem jak bardzo zmieniła się przyroda po raptem trzech dniach silnego ciepła.


Dzień tym razem (o dziwo!) nie przyniósł letniej średniej temperatury, a jednak moje odczucia były zupełnie inne. Przy 22 stopniach czułem już naprawdę duże ciepło i wieczorem, po skończeniu swoich obowiązków, wyszedłem na kolejny spacer w poszukiwaniu wiosny (a może lata?) Zdziwiłem sam siebie, choć jeszcze tak niedawno temu było prawdziwie zimno, zdążyłem się już przyzwyczaić do panującej aury i wyszedłem na zewnątrz w samej koszulce tak „mechanicznie”, jakbym nie nosił nic innego już od dłuższego czasu. Jak przyjemnie wtedy było :)


I niestety, ale właśnie tego dnia, 11 kwietnia, przyjemność została zmącona. Byłem już prawie przyzwyczajony do lata w prognozach pogody, lecz nie czułem z tego powodu żadnego „dyskomfortu” tym bardziej, że po 15 kwietnia widoczny był spadek średnich wiązek. 11-go modele przeszły już jednak same siebie. Nie poprzestały już na 25-stopniowym cieple. 28-29 stopni za kilka dni? Przy suchej glebie prognoza 29 stopni oznacza w praktyce upał. A upał o takiej porze roku byłby już więcej niż sensacją, czymś jak upał w październiku. Nie spoglądam teraz, przy pisaniu, na archiwum Meteomodelu, ale pamiętam że napisałem tam coś w stylu „mam nadzieję że to się nie sprawdzi, to już piramidalna przesada”. Pierwszy raz prognoza mnie przestraszyła. Przy tym, co zgodnie serwowały modele, legenda mojego wczesnego dzieciństwa, czyli kwiecień 2000 roku, wydawała się błahostką. Popatrzyłem na boki, jakby w poszukiwaniu nieprzyjaciela. Spojrzałem na wciąż gołe drzewa skąpane w słońcu i pomyślałem - „chyba tracimy kontrolę, samolot którym lecimy, wpada w przeciągnięcie”. Nie znałem ocieplenia klimatu od tej, tak radykalnej strony o tej porze roku. I kończy się późnowiosenne ciepło. 12 kwietnia pierwszy raz poczuję się naprawdę gorąco…
Poranne prognozy okazały się trochę łagodniejsze. Nie zapowiadały już temperatur bliskich 30 stopniom, lecz wciąż próżno było szukać w nich jakiegokolwiek ochłodzenia, o dniach poniżej normy nie wspominając. Od rana świeciło niesamowite słońce, a przyroda zaczęła rozkwitać już namacalnie. Na kasztanowcu w Rynku pojawiły się nabrzmiałe pąki, a w pobliżu mojego domu „wybuchły” magnolie.



Nadal nieczułe na gwałtowne ocieplenie dęby, wyglądały jak doklejone do ogólnie zielonego krajobrazu. Już na tym etapie miesiąca słyszałem opinie o tym, jaki jest piękny i wyjątkowy.


26,8 stopnia… W pierwszej połowie kwietnia, gdy trudno jeszcze oczekiwać takiego gorąca. Dla mnie o tej porze było to już zbyt wiele i trochę zmęczony nie doceniłem „uroków” pogody. Pierwszy raz czułem się jakby był upał i schowałem się do domu. Nawet nie myślałem o tym jaką mamy datę, bo miałem trudności by w to uwierzyć. Wszystko dookoła rozkwitało, a gorąco wspólnie z prognozami dawały do myślenia. Wieczorem, kiedy już się ochłodziło, poszedłem na spacer. Zawsze powtarzam, że mieszkam w najlepszym miejscu na świecie. Każdemu życzę tylu pięknych krajobrazów, ciekawych i ustronnych miejsc co ja mam w swojej bliskiej okolicy. W kwietniu 2018 roku każdy krzaczek pokazywał się ze swojej najlepszej strony, a zachody słońca niosące ze sobą gwieździstą noc witającą kolejny pogodny dzień, bywały szczególnie widowiskowe. Na myśl przychodziły słowa piosenki Eleni - „na świecie barwny kwiecień idzie przez park, a wieczór taki uroczy”.


Po powrocie tradycyjnie sprawdziłem prognozy, które znów ewoluowały w cieplejszym kierunku. Z bólem serca (bo zasadniczo pogoda bardzo mi się podobała) napisałem o nich trochę krytycznych słów. Pamiętam też swoją sympatyczną wymianę zdań z FKP :D
- Przestaje mnie to bawić…
- A mnie właśnie zaczyna :)

12 kwietnia mimo bardzo wysokiej temperatury maksymalnej, dzięki chłodnej nocy nie zaszalał ze średnią dobową. Cieplej było kolejnej nocy, po której nadszedł piątek 13-go :o Czy ten dzień okaże się pechowy? Dla spragnionych gorącego powietrza na pewno nie, bo temperatura wzrosła do 25,4 stopnia. W centrum miasta odbywał się pochód uczniów przebranych w historyczne, średniowieczne stroje. Obserwowałem ten korowód i widziałem że niektórzy się gotowali. Sądeckie Planty zaczęły prawdziwie rozkwitać. Jakoś w tym czasie powstało określenie „Kwiecień Stulecia”.


Około południa niebo zaczęło się chmurzyć i jakby zebrało się na burzę. Miałem nadzieję na opady, bo mimo pięknych okoliczności przyrody widać było, że ziemia potrzebuje deszczu. Zerknąłem na detektor wyładowań, który jednak nie ujawniał żadnych białych krzyżyków. Opady były jednak nieuniknione, to był ten jedyny dzień, kiedy nie wróciłem do domu na piechotę. Około trzynastej puściła się mocna, ale krótkotrwała ulewa z silnym wiatrem. Miałem nadzieję że deszcz jeszcze trochę się utrzyma. Próżne były moje oczekiwania; wprawdzie z pewnością spadło u mnie więcej niż te 0,2mm na stacji nad Dunajcem, jednak wciąż niewystarczająco. Dwie godziny po tym „załamaniu pogody”, przez okno miałem już z powrotem taki widok:


Szczęśliwie trawa jakby wzmocniła swój kolor. Choć to nadal nie to samo co w 2009 roku. Kiedy po bardzo mokrym i ponurym marcu nastał ekstremalnie ciepły kwiecień, trawa była wręcz agresywnie zielona, jak w jakiejś dżungli. Ale teraz też było ładnie, choć chłodniej. Czereśnia już prosiła się do kwitnienia:


Wystartowały też hiacynty, przykryte jeszcze jedliczkami z powodu modelu ICON sugerującego zimne noce.


Przeszedłem się do lasu, gdzie przyroda mimo lodowatego marca już „dogoniła” kalendarz, a nawet zaczęła go wyprzedzać. Na uwagę zasługuje fakt, że po szybkim ochłodzeniu po nagłym nadejściu deszczu i wiatru, już pod wieczór temperatura ponownie była w stanie dobić do 20 stopni.



Przed tymi listkami długie życie – opadną dopiero w II dekadzie listopada. A przede mną dużo radości. 14 kwietnia okazał się jednym z moich ulubionych dni – nie tylko dlatego że był sobotą. Tego dnia od rana niebo ukazało się zupełnie nienaruszone, ptaki odgrywały istny koncert, a temperatura po dość normalnej jak na kwiecień nocy wzrosła do bajecznych 23 stopni. Taka temperatura przy tak pogodnej aurze, to chyba szczyt mojego meteorologicznego szczęścia :) Temperatura średnia nie dawała jednak za wygraną i ponownie usytuowała się powyżej progu termicznego lata. Takim zapamiętałem ten cudny dzień.



Ogrodowa czereśnia zaczęła pękać.
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

1980 > 2024
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 109 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11676
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 2 Sierpień 2019, 21:47   

Część Trzecia - "W kolorowych promieniach"

Po kolejnej bajecznie pięknej nocy wstała znów wspaniała niedziela. Już od rana notowano ponad 20 stopni, jednak niebo jawiło się jako „zamglone” i wzrost ciepła nie był już tak szybki. Maksymalnie notowano jedynie 24,8 stopnia, choć akurat tego dnia mieliśmy potencjał na więcej. Po południu niebo się zachmurzyło, a ja znów wyruszyłem w poszukiwaniu ciekawych zjawisk w przyrodzie. Zauważyłem, że inni ludzie zdążyli już się przyzwyczaić do lata i porzucili ciepłe ubrania, i to mimo zachmurzenia (bo jak nie świeci słońce to nawet jak jest ciepło to jest zimno). Patrząc na nich już totalnie dziwnie się czułem. Do tej pory rzadko się zdarzało by w kwietniu przy zasnutym niebie było tak ciepło. O ile w ogóle.


Podobne wrażenie miałem w poniedziałek 16 kwietnia, kiedy – mimo że słońce na chwilę mnie opuściło – znów odnotowano aż 24 stopnie. Jednocześnie tak ciepło i pochmurno to zasadniczo bywa w lecie, nie w połowie wiosny. Chociaż o jakiej wiośnie my tu mówimy skoro temperatura minimalna pokazała 13 stopni, a średnia temperatura dobowa wyniosła 17,7 i była czwartą najwyższą w tym miesiącu. Odmiennie przedstawił się kolejny dzień, 17 kwietnia. Wtedy wciąż było pochmurno, ale temperatura maksymalna nie wzrosła już do 20 stopni, a średnia temperatura dobowa wskazała już tylko 13,7 stopnia, nie lato. Miód na moje zmartwione prognozami serce, ta doba nie będzie już rekordowo lecz po prostu ekstremalnie ciepła ;)


A propos zmartwienia zapowiedziami dalszej pogody, to mniej więcej w tym czasie nabrałem już może nie pewności, lecz poczucia dużego prawdopodobieństwa, że z tablic określających rekordowe miesiące w historii pomiarów w Polsce, wkrótce zniknie liczba 1800. O kwietniu 2000 już nikt nie myślał, nie będzie mu dane nacieszyć się pełnoletnością wśród rekordów bardziej nam współczesnych. Dzisiejsza pogoda to był wprawdzie taki trochę 2000 rok, tyle że lipiec ;) Zgoła inaczej pogoda zaznaczyła się jednak nazajutrz. W nocy niepogoda została rozproszona i znów wstał dzień standardowy dla niezwykłego kwietnia.


Ten dzień był dla mnie bardzo miły nie tylko z powodu klasyfikacji i „zaklepania” ocen, lecz również dzięki jego końcówce. Otóż, mimo że podczas dnia trochę chmur przeganiało się po niebie, wieczór który nadszedł, sprawił że nieskorzystanie z teleskopu byłoby grzechem. Na niebie lśnił młody Księżyc ze światłem popielatym w towarzystwie Wenus.


Tej nocy obserwacje astronomiczne bardzo mnie wciągnęły. Przejrzałem galaktyki w gwiazdozbiorach Lwa i Wielkiej Niedźwiedzicy, a także niezmiennie zachwycającą parę M51-NGC 5195 w Psach Gończych i kilka gromad kulistych. Na niebie wieczornym przez chwilę lśnił jeszcze zimowy Orion, ale przy takiej pogodzie temu panu już dziękujemy ;) Czułem się beztrosko, przy takim mrowiu gwiazd co wtedy i miłym, lekkim chłodzie, zapominałem o wszystkim co mogło mnie trapić – o maturze za dwa tygodnie, o kolejnych dobowych rekordach w Polsce i niepokojącej prognozie przymrozków w końcówce kwietnia, którą wydał GFS. Całe szczęście, że rankiem 19 kwietnia została ona już wycofana. Kolejny piękny dzień, z tą różnicą że jeszcze cieplejszy (23 stopnie) i słoneczny już non-stop. Rozkładały się letnie ogródki, nad rzekami widziane były coraz liczniejsze grupy plażowiczów, drzewa już wyraźnie bardziej zielone niż wskazywałby na to kalendarz… W dwóch słowach – czuć lato.



To jest dzień z gatunku tych, za którymi tęskni się cały rok, bez względu na pogodę.


A jeszcze bardziej wtedy, gdy po kolejnym tak pięknym wieczorze nadchodzi dzień jeszcze piękniejszy. Wręcz doskonały…
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

1980 > 2024
 
     
LukeDiRT 
Administrator
Łukasz



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 104 razy
Wiek: 33
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 10950
Miejsce zamieszkania: Gliwice
Wysłany: 5 Sierpień 2019, 16:07   

Piękne zdjęcia :-) Zwłaszcza te, na których widać budzącą się do życia przyrodę przy bezchmurnym niebie. Wieczorne zdjęcie Księżyca oraz Wenus też niezłe, nawet ten ewentualny szum na zdjęciu nie przeszkadza :-) Pewnie było robione z dużą czułością ISO.

Przypomnij mi, jaki sprzętem robisz zdjęcia :?: Smartfonem, czy normalnym kompaktowym aparatem :?:
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 109 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11676
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 6 Sierpień 2019, 17:13   

Zdecydowana większość zdjęć była zrobiona smartfonem, spontanicznie podczas powrotów do domu, spacerów, prac w ogrodzie itp. Miałem wtedy jeszcze Galaxy S4, we wrześniu zmieniłem smartfona na Huaweia z lepszym aparatem.
Nie mogę sobie wybaczyć że dawniej prawie wcale nie robiłem tego rodzaju zdjęć przyrody. Nie mam żadnego pogodowego zdjęcia np. z zimy 2010, jedynie parę fotografii jak jeżdżę na nartach jakoś w II połowie stycznia :D Nie miałem takiego zwtczaju, mimo że zawsze dysponowałem jakimś sprzętem, zdjęcia robiłem tylko jak coś się działo i bardziej ludziom ew. kwiatom w ogrodzie niż typowo przyrodzie/pogodzie. Dopiero jakoś w 2013/2014 roku zacząłem uwieczniać chwile, robić zdjęcia nawet bez szczególnej okazji, po prostu chwytać to, co się dzieje; dodatkowo zbiegło się to z rozpoczęciem nowej pasji jaką jest jazda na rowerze i zwiedzanie okolicy. Równocześnie zainteresowanie meteorologią coraz bardziej się rozwijało i tak mi zostało do dziś :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

1980 > 2024
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 134 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35203
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 21 Czerwiec 2021, 11:40   

PiotrNS napisał/a:
Wiedząc jak będzie naprawdę, mogłem tylko pośmiać się z katastroficznych nagłówków i „płaczących” reakcji pod postem Twojej Pogody na Facebooku.


Tutaj ;)
_________________
Kiedyś lewica walczyła o to, by robotnik mógł zjeść kotleta. Dziś lewica walczy o to, by robotnik NIE mógł zjeść kotleta.
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 109 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11676
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 21 Czerwiec 2021, 11:53   

Ooo, już widzę :D Taki to był niezwykły czas - jedni byli gotowi na nadejście wielkiej anomalii, inni w nią jeszcze nie wierzyli (mnie np. było trudno), a jeszcze inni imali się katastroficznych fusów, które już 11 kwietnia zostały przemienione w zapowiedzi upału następnego dnia :o Wtedy to aż serce mi szybciej zabiło, to byłby już totalnie chory rekord. Na tym etapie zaczynałem się niepokoić (uuu, Globcio), a urodę kwietnia 2018 najlepiej było mi podziwiać wieczorami (także wieczorne prognozy były przeważnie bardziej umiarkowane cokolwiek mogło to oznaczać xd). Nawet żółta kulka trochę mnie peszyła przy tym wszystkim, tyle że wtedy jeszcze mocno jej broniłem. Dopiero po 20 kwietnia pogodziłem się z rekordem - jeszcze 18-go miałem co do niego maleńkie, prędko rozwiane wątpliwości ;)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

1980 > 2024
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Akagahara style created by Naddar modified v0.8 by warna
Copyright © 2018-2024 Forum LUKEDIRT
Wszelkie prawa zastrzeżone
Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 11