Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Cookies    Dowiedz się więcej    Cyberbezpieczeństwo OK
Forum wielotematyczne LUKEDIRT Strona Główna
 Strona Główna  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Statystyki  Rejestracja  Zaloguj  Album

Poprzedni temat :: Następny temat
Sezon burzowy 2014 r.
Autor Wiadomość
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan ostrych zim



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 104 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11607
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 19 Wrzesień 2020, 20:30   Sezon burzowy 2014 r.

Jak pewnie wiecie, wśród zjawisk związanych z tak interesującą pogodą, palmę pierwszeństwa w dziedzinie stopnia wywoływanej we mnie fascynacji, dzierżą burze. Niebezpieczne, ale też nad wyraz spektakularne pokazy siły natury dają się poznać, ukazując swoje uroki w różnym stopniu, zaś ich obserwacje darzą się ze zmiennym szczęściem. Czasami jest ich jak na lekarstwo, zaś czasami wręcz zbyt dużo. Zabieram Was w podróż do - skądinąd bardzo udanego pogodowo - roku, w którym zgodna z prawdą była raczej ta druga odpowiedź. Sezon burzowy sprzed sześciu lat był w Nowym Sączu i okolicach zdecydowanie najbardziej obfitującym w burze sezonem w historii; jedynie lata 2001 i 2002 mogą równać się do niego pod względem jakości burz. Jeśli chodzi o ilość, rok 2014 dystansuje wszystkie inne.

Po tegorocznej wiosennej suszy jednym z najbardziej pożądanych wiosennych miesięcy stał się kwiecień 2014. Bardzo ciepły, a przy tym deszczowy i deszczowy miesiąc szczędzący wielu przymrozków, zapowiadał się obiecująco już od początku. Pierwszy "stan ostrzegawczy", który poniekąd zmusił mnie do wejścia na dawno nieodwiedzane strony obrazujące lokalizacje wyładowań, miał miejsce wieczorem 8 kwietnia, kiedy słaba burza pojawiła się w okolicach Nowego Targu. I choć obszedłem się smakiem, to samo doświadczenie pięknej, nocnej ulewy niosącej 15 mm deszczu po bardzo ciepłym i słonecznym dniu (czy mogło być lepiej?), sprawiło że w kolejnych dniach moje nadzieje związane z burzami rosły wprost proporcjonalnie do trawy i liści na drzewach. Po przejściowym ochłodzeniu, które ówcześnie wydawało mi się mocno dotkliwe i nieprzyjemne, w Wielki Piątek 18 kwietnia losy pogody znowu się odmieniły, a prognozy zaczęły sugerować, że już wkrótce będę miał szczęście i okazję do tego, by naprawdę zainaugurować sezon.
Wielkanoc rozpoczęła się słonecznie, ale wczesnym popołudniem na niebo nasunęły się chmury. Jeszcze przed powrotem ze świątecznego spotkania rodzinnego, ok. 17:00 usłyszałem pierwsze pomruki. Burza nasuwała się od południa, początkowo obchodząc okolicę łukiem. Kiedy przed 18:00 wróciłem, jasne stawało się już, że burza uderzy. Nacierała od SE, co potwierdzały komentarze przeczytane pod najnowszą prognozą Łowców Burz. Nie widziałem wielu błyskawic, bo zasłoniła mi je ściana deszczu, która niczym mgła zaczęła zasłaniać wszystko przede mną. Zrobiło się ciemno, a drzewa zakołysały się od wiatru, jednak - koniec końców - przebieg burzy był dość spokojny, a nawet deszcz nie tak silny jak oczekiwałem. Na początek sezonu mogło jednak być :) To zdjęcie zrobiłem jeszcze przed burzą.



Kolejne dwie okazje darzyły się 23, 24 i 25 kwietnia. Tego pierwszego dnia można było jednak dać się zwieść pogodzie, bowiem od rana było pochmurno i przelatywał nawet jakiś pseudodeszczyk. Siedząc w szkole nawet trochę o tym rozmawiałem, ukazując swoją pewność co do przebiegu pogody w kolejnych godzinach (później wszyscy się mnie o to pytali xD), na przekór niedowierzeniu tych, którym burze kojarzą się raczej z letnimi, parnymi i ciepłymi dniami (bo pamiętajcie, najgorsze są chmury, bo jak są chmury, to nawet jak jest ciepło, to jest zimno).
Nie pamiętam jakoś 24 kwietnia, za to 25-go burza przybrała bardzo ładny, widowiskowy przebieg. W okolicach tego dnia na łące przed moim domem nastąpiło chyba szczytowanie kwitnienia mleczy vel majów - których teraz prawie tu nie ma. Burza, która zjawiła się pod wieczór, nadeszła z dość ciemną chmurą i ukazała kilka bardzo ładnych wyładowań doziemnych na południowym-zachodzie. Już wtedy zacząłem przeczuwać, że co jak co, ale po nieudanym burzowo 2013 roku, ten sezon się powiedzie :)



Ostatnią okazją do podziwiania burzy w kwietniu 2014 był poniedziałek 28 kwietnia. To zarazem moja ulubiona burza tego miesiąca, mimo że przeszła bokiem i nawet wtedy u mnie nie popadało (w tym miesiącu lało codziennie, ale tego dnia akurat popadało wcześniej, nie w czasie burzy ;)) . Pomimo tego, burza okazała się wyjątkowo widowiskowa i miła w odbiorze. Przyszła o najlepszej do tego porze, czyli wieczorem, kiedy zaczynało się już z wolna ściemniać. Pojawiła się na południowym-zachodzie i przesuwając się w kierunku wschodnim, ukazała prawdziwe bogactwo błyskawic i grzmotów, sunąc swoją ciemną barwą na tle zielonych drzew. Kiedy zapadła noc, burza już wygasła, ale obserwowanie wieczornych wyładowań z balkonu, jest dla mnie chyba najbardziej sympatycznym pogodowym wspomnieniem całego tego bardzo fajnego miesiąca.



Sezon burzowy tego roku nie obfitował jednak tylko w wiele burz, których jedyną cechą było tylko to, że przyszły i poszły. Dzień 2 maja 2014 miał to najlepiej udowodnić burzą, która w wielu innych rocznikach (np. 2015-2019) mogła być spokojnie największą burzą sezonu. No bo czego innego oczekiwać po nawałnicy, która poszła po niemal identycznej trasie jak ta z 11 maja 2009?
Zaczęło się około 13:00, kiedy zaczęło grzmieć na zachodzie. To było bardzo przyjemne południe, temperatura wynosiła 20 stopni, a przez chmury przebijało się jeszcze Słońce. Początkowo burza wyglądała bardzo standardowo, jednak po jakimś czasie, jak pięć lat wcześniej, dodatkowa komórka, która miała wkrótce wchłonąć tę pierwszą. Nie minęła godzina, aż - podobnie jak 4 sierpnia tego samego roku - burze zaczęły mnie otaczać. Kiedy ta pierwsza zdawała się przycichać, burza idąca od strony Podbeskidzia grzmiała coraz bardziej intensywnie. Kiedy na chwilę wyszło Słońce, po tamtej stronie zrobiło się niemal czarno. Wyszedłem na piętro i wtedy zobaczyłem w tej chmurze strukturę, jakby ciemniejszą falę chmur "płynącą" wbrew prawom grawitacji, ku górnej części chmury. Zaczynałem podejrzewać mezocyklon, co okazało się słusznym przypuszczeniem.
I właśnie wtedy, kiedy oczekiwałem nadejścia nawałnicy z prawdziwego zdarzenia, nagle ucichło. Może nie do końca, bo grzmiało cały czas, ale kiedy te grzmoty trwały już trzecią godzinę, a dotąd nic poza słabym opadem się nie przytrafiło, zaczynałem odnosić wrażenie, że burza zmieniła trasę.
Nie widziałem jednak, że połączone siły burzy ukryły się przed moim wzrokiem na północej części nieba, gdzie mam zasłonięty widok (z tego powodu w lipcu 2020 długo nie mogłem zaobserwować komety Neowise). I właśnie przez to, kiedy burza miała uderzyć z całą intensywnością, nie spodziewałem się tego. Dochodziła 16:00, kiedy chmury stale kryjące się gdzieś w oddali, nagle się zbliżyły. Chmura w kolorze błota nasunęła się z gwałtownymi opadami deszczu i gradu, które tak przysłoniły świat, że nawet pioruny stały się tylko dodatkiem, a nie podstawą widowiska. Grzmoty aż przycichły, a temperatura spadła do 10-11 stopni, dając początek krótkiemu, ale głębokiemu ochłodzeniu. Deszczu było tak dużo, że widziałem jak woda płynie moją ulicą z góry w dół. Od koleżanki słyszałem, że w wyżej położonej miejscowości gradu spadło tyle, że utrzymał się do nocy - u mnie gradziny zanikły dość prędko. 15 mm nawalnego opadu było pierwszym poważniejszym akcentem tego sezonu burzowego, który po silnej burzy na chwilę dał na wstrzymanie. Po niedługim ociepleniu znów zrobiło się chłodno i nadeszły silne deszcze, które naraziły mój region na powódź - do podtopień niestety doszło. W ciągu czterech dni od 14 do 17 maja spadło 122,2 mm deszczu :!: , a w ciężkich, ciemnych chmurach zdarzały się wyładowania. Pamiętam, że grzmiało wieczorem i wczesną nocą 16 maja, ale nie wydaje mi się, by działo się to przez całe pięć godzin jak sugerują dane. Może przez ciągły, intensywny szum deszczu, odgłosy burzy wytłumione uszły mojej uwadze.
Gwałtowne, nawalne opady zakończyły się jak należy - kilkudniowym epizodem gorącej i lampowej pogody zainaugurowanej wiadomo którego dnia ;)



W drugiej połowie trzeciej dekady maja powtórzył się scenariusz maja 2011. Zwiększyła się dynamika w pogodzie i słoneczne dni zaczęły generować większą konwekcję. Podczas tych dni ładnie wypiętrzały się cumulusy, ale burze, bardzo słabe, przemieszczały się bokiem.

Wtedy nadchodziło coś, co musi stać się w niemal każdym obfitym sezonie burzowym. Odpoczynek ;) Jeden miesiąc, w którym pogoda jest spokojna i występuje niewiele burz, prawie wcale. W 2009 i 2011 sierpień, w 2012 czerwiec i teraz też - czerwiec.
Przez cały ten miesiąc - choć trudno w to uwierzyć - nie widziałem ani jednej burzy :!: Wiem, że zdarzyła się 10 czerwca, dla zwieńczenia krótkiego zastrzyku upału, jednak tego dnia byłem w Szwajcarii i zjawisko mnie ominęło, jednak - co wynika z tego filmiku - było wyraziście ;)



Mijał ładny, umiarkowany termicznie, spokojny miesiąc, który tylko w swojej końcówce podzielił się większą ulewą, zaś wcześniej pokazywał oblicze łagodnego baranka. I tak nadszedł lipiec, największy pogodowy wariat ostatnich lat, miesiąc dynamiczny jak ruch na naszym forum pod koniec marca 2020 :D



Dla mnie lipiec 2014 był miesiącem bardzo aktywnym. Lipiec i całe wakacje, to prawie codzienne wizyty na basenie i gruntowne wzięcie się w garść w kwestii sprawności fizycznej, dzięki czemu już jesienią wyglądałem wyraźnie inaczej niż jeszcze na wiosnę. Innym skojarzeniem jest oczywiście Mundial, w którego oglądaniu często przeszkadzały mi właśnie burze. A tych w lipcu 2014 było skrajnie dużo. Pominę nawet te pseudoburki, które wg. historycznych danych meteorologicznych trwały nie dłużej niż pół godziny. Nawet bez nich było aż 10 dni z burzą, co oznacza, że grzmiało średnio co trzeci dzień.
Zaczęło się 6 lipca, w niedzielę, dość nagłym nasunięciem burzowych chmur i krótkotrwałą ulewą, przy której temperatura szybko spadła z 29 do 20.
Kolejnym dniem, który dobrze przysłużył się rozwojowi mojej pasji, był 8 lipca. Tego popołudnia, wracając z basenu ok. 16:00, na zachodzie ułożyły się bardzo rozległe chmury, sypiące raz po raz wyładowaniami. Miały postać jakby ciemnego mostu, poniżej którego niebo przesłaniały smugi opadowe. Na południu w chmurach dostrzegałem dodatkową strukturę jakby mini-funnel clouda, stąd musiałem się bardzo śpieszyć, by zdążyć do domu zanim zacznie się na dobre. Na szczęście zdążyłem (tym razem, nie zawsze mi się to udaje ;)) , a deszcz zaczął padać już po powrocie. Tym razem obeszło się bez ulewy, a opad miał raczej postać około dwugodzinnej, lżejszej pluchy, która nie utrudniała obserwacji błyskawic. Dla mnie 8 lipca 2014 roku jest ważną datą, bowiem właśnie wtedy po raz pierwszy wykonałem zdjęcie błyskawicy:



Ta burza (nietypowo jak na tamto lato) nie przesunęła się na wschód lecz na północ. Prawdziwa nawałnica trwała wtedy jednak gdzie indziej - na południu. Na dalekim południu w Brazylii, gdzie tego dnia Niemcy rozbili w półfinale gospodarzy 7:1.

Przełom I i II dekady był czasem ochłodzenia i ulew, które wytworzyły kałuże nietykalne na dobrą sprawę do września ;) Szczególnie zapamiętałem przesiedzianą w domu sobotę 12 lipca, kiedy przez cały czas padało i było zwyczajnie zimno - maksymalnie 15-16 stopni. Później pogoda zaczęła się poprawiać. Dla mnie była to poprawa pozorna, bowiem po południu 15 lipca mocno zmokłem jadąc na rowerze, wysłany teraz mimo że chciałem zaraz ;) A słusznie podejrzewałem, że lepiej chwilę poczekać, bo burza może szybko uderzyć i prędko sobie pójść ;) Przynajmniej stałem się na dobre naczelnym pogodowym ekspertem w swojej rodzinie :D
17 lipca, bardzo smutny dzień tragedii na wschodniej Ukrainie, po raz pierwszy w tym wybitnym pod względem burz roku, podarował mi ją rano. Trochę pogrzmiało około 7:00, ale przy tym niebo nawet szczególnie nie pociemniało. Warte odnotowania było jednak, że to pierwsze poranne zjawisko tego roku. Kolejne godziny były bardzo mleczne i parne. Mimo, że 28 stopni to jeszcze nie jest szczególnie wygórowana temperatura, to mnie ów dzień jawił się jako wyjątkowo gorący i nieprzyjemny. Z ulgą przyjąłem nasuwające się około 15:00 chmury. Na basen miałem zamiar wybrać się trochę później, aby tę burzę lepiej zaobserwować, jednak kiedy przez dłuższy czas nic się nie działo, a zasadnicza część chmur ulokowała się na wschodzie, sugerując "pójście bokiem", uznałem że nie ma na co czekać, zwłaszcza że zaczęło padać. Wychodziłem około 17:00 i właśnie wtedy dowiedziałem się o tym barbarzyńskim zamachu skutkującym tragiczną katastrofą lotniczą nad Donbasem i zmianą korytarzy powietrznych, która pozbawiła mnie widoku mnóstwa potężnych samolotów, które codziennie przelatywały nad moją okolicą w drodze z zachodniej Europy na Daleki Wschód (od tej pory musiały omijać Ukrainę i zostały skierowane nad Czechy, Słowację, Rumunię i Morze Czarne). Ale wracając do 17 lipca, zemściło się na mnie niesprawdzenie rzeczywistej sytuacji na niebie i radarach. W tym całym rozgardiaszu czaiła się bowiem jeszcze jedna burza, która podczas mojego pobytu na basenie uderzyła potężną ulewą niosącą 33 mm deszczu i wywołująca tradycyjnie szereg utrudnień komunikacyjnych w moim mieście.
Kolejna burza wydarzyła się już nazajutrz, zaś po nadzwyczaj wtedy żądanej spokojnej lampce 19 i 20 lipca, w III dekadzie można już było mówić o iście tropikalnej pogodzie i istnej serii burz. Życie codzienne w tym czasie musiało być przestawione na inne tory, dostosowane do burz będących wtedy istnym chlebem powszednim. Zaczynało mnie to już nudzić i myślałem sobie, że jeżeli nie nadejdzie jakieś urozmaicenie od reguły rano - południe - burza - wieczór, to moje zainteresowanie tymi zjawiskami może się "zmęczyć". Jedynym urozmaiceniem był grad podczas burzy i ulewy 25 lipca.



Nie pocieszało mnie chociażby, kiedy 26 lipca przyszło nam skosić trawnik (w lipcu 2014 praktycznie co tydzień trzeba było kosić, tak rosło), a tu znowu burza zaczęła straszyć i jak na złość nie przeszła bokiem, lecz rzuciła opadem tak umiejętnie, że nie wyrobiliśmy się do zmierzchu ;) Wcześniej nie dało się tego zrobić, bo pojechaliśmy odwiedzić rodzinę, która przyjechała na urlop z zagranicy.
Kilka dni subupalnego odpoczynku podarowały dni 28-30 lipca, lecz w ostatnim dniu tego miesiąca, kolejna konwekcja znad gór, idąc w kierunku północno-wschodnim, zahaczyła o moje miejsce zamieszkania, jakby w ramach przepowiadania tego, co ma czekać mnie w sierpniu - czyli kontynuacji trendu.



Pierwszy dzień sierpnia 2014 roku był dniem pochmurnym i nieszczególnie ciepłym, co zwodziło i pozwalało niesłusznie pomyśleć, że burzy w taką pogodę nie będzie. Te myśli musiały ustąpić miejsca realizmowi około 15:30, kiedy zaczęło grzmieć na... wschodzie. Nowy miesiąc i nowy kierunek w burzowej sztuce. Mam to urozmaicenie, którego tak chciałem. Burza zamiast iść od strony południowej, uderzy ze wschodu.
Początkowo nie zapowiadało się szczególnie okazale, ale wolałem wierzyć prognozom Łowców, którzy obiecywali ciekawe zjawisko. I mieli rację, bowiem około 16:30 wyłonił się taki potworek.




Zbliżała się chwila 70 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. W huku grzmotów, widząc bezkształtne błyski piorunów skrytych za ścianą deszczu, wyszedłem na pole, by przysłuchać się syrenom. Słysząc ciągłe grzmoty, mające niekiedy postać jakby armatnich huków, stwarzało to wyjątkowe wrażenie, jakby przyroda chciała odtworzyć dźwięki wojny. Wybiła godzina W, 17:00. W okolicy rozbrzmiała głośna syrena zakłócana przez grzmoty i (wierzcie lub nie) właśnie wtedy, punktualnie o 17:00 uderzyła nawałnica. Zerwał się silny wiatr i ulewa niosąca 9 mm deszczu. Po około 15 minutach wszystko się uspokoiło, a na zachodnim niebie obserwowałem takie zafalowanie chmur.



Następny w kolejce był 4 sierpnia - dzień naznaczony gwałtownością. Poranek był gorący i wypełniony kłębiącymi się kalafiorami. Po dwóch upalnych dniach wiadomo było, że nadchodzi ochłoda, lecz niewiadomą była jeszcze jej forma.
Godziny między 10 a 13 jakoś mi umknęły, ale wkrótce po 14:00 zaczęło grzmieć. Detektor pokazywał mi burzę dokładnie na zachodzie, jednak szła lekkim bokiem, tak że obawiałem się, że tego dnia błyskawice będą nie dla mnie. Przejechałem się kawałek na rowerze, by znaleźć sobie jakieś lepsze miejsce do obserwacji i spróbować ocenić, jak bardzo aktywna jest ta komórka. Przemieszczała się jednak dosyć blisko, więc widziałem kilka wyładowań. Przed 16:00 przesunęła się już jednak dalej i tylko straszyła, deszczu na razie nie było. To zdjęcie zrobiłem o 15:30.



Zwrot akcji nastąpił dwie godziny później. Byłem wtedy sam w domu i wyszedłem do ogrodu, korzystając z już nieco chłodniejszej pogody. Na południu i zachodzie niebo trochę się przejaśniło i powstał nawet całkiem spory prześwit, w którym gościł Księżyc. Wyglądało na to, że burza już przeszła i do czasu nadejścia jutrzejszych opadów pogoda się ustabilizuje. Około 17:30 usłyszałem jednak grzmot. Zauważyłem na radarze, że coś dzieje się dokładnie na południu, oczywiście w górach. Jeszcze przez jakieś 10 minut nie przejmowałem się tym za bardzo, lecz nagle grzmoty uderzyły ze zdwojoną częstotliwością. Na blitzortung było biało, tak wiele nowych wyładowań zostało tam zaobserwowanych. Niebo nieco pociemniało, lecz nadal było na tyle jasne, że niewiele było na nim widać. Po kolejnej chwili do tej konwekcji dołączyła jednak kolejna, na zachodzie. Wtedy skończyły się przelewki.



Ten prześwit między dwiema burzami zaczął się domykać, a niebo robiło się coraz ciemniejsze. Co chwilę uderzały doziemne wyładowania. Początkowo jeszcze dość daleko, ale po kilku minutach, gdy coraz więcej zaczęło dziać się na zachodzie, poczułem niepokój. Wyładowań innych niż doziemne nie było, a te zaczęły bić już po obu stronach. Stojąc w kierunku południowego-wschodu, widziałem je po lewej i po prawej stronie. Zdałem sobie sprawę z tego, że gdy burze się połączą, może być naprawdę niewesoło. Księżyc w prześwicie powoli okrywał się chmurami, a ja pozbierałem z pola donice, obszedłem dookoła dom by sprawdzić, gdzie są otwarte okna i jeszcze przez chwilę przyglądałem się burzy. Wtedy poczułem lęk. To chyba naturalne, gdy jest się samemu, a zbliża się zagrożenie. Błyskawice zbliżały się nieuchronnie, widziałem i słyszałem, że nasuwa się prosto nade mnie. Miałem błyskawice po obydwu stronach, a czasami jakiś siarczysty piorun strzelał bezpośrednio naprzeciw mnie. Kiedy w końcu uderzyło w odległości około 2-3 kilometrów, cofnąłem się do domu by wyłączyć prąd. Nasunął się mały, ciemny szelf:



Przez kilka minut panował półmrok i głucha cisza przerywana tylko rykiem grzmotów. Około 18:20 znalazłem się w centrum i kilka wyładowań poszło naprawdę blisko mnie, ale ich nie widziałem, bo zawsze stałem przy niewłaściwym oknie, a biły wszędzie ;) I nagle wszystko runęło. Poszła taka ściana wody, że po kilku minutach ulewy na trawniku w moim ogrodzie stała woda. Pioruny już się oddalały, ale załamanie pogody, które w kolejnych dniach przyniosło powódź w regionie, stało się faktem. W pięć dni spadło 80 mm wody, co po lipcu z sumą opadów 167 mm, wypełniły glebę i rzeki poza granice rozsądku. Szczególnie nieprzyjemnie było w Starym Sączu, ale jednym pozytywnym rezultatem tej sprawy było to, że dzięki powodzi zadbano o to miejsce pamięci.

https://tvn24.pl/krakow/woda-wyplukala-ludzkie-szczatki-z-cmentarza-cholerycznego-ra457423-3407649

Woda wyrządziła wtedy wiele spustoszenia w mojej okolicy, ale największa nawałnica, królowa wszystkich nocnych burz jakie pamiętam i największe dzieło lata 2014 wciąż było przede mną...
Po pierwszej dekadzie sierpnia pogoda się bowiem uspokoiła. Mniej było burz, a jeśli już, to ograniczały się one do kilku odległych grzmotów. Więcej było chmur, quasi-jesiennych kapuśniaczków i łagodnych temperatur.
Słabo pamiętam, co robiłem 13 sierpnia 2014. Pewnie byłem na basenie, poćwiczyłem trochę z piłką, może przeszedłem się gdzieś na spacer... Z całą pewnością wieczorem nieświadomy niczego poszedłem na rower. Pogodą się nie przejmowałem. Trochę dziwiłem się, że wieje wiatr, ale co tam. Wiedziałem tylko tyle, że nadchodzi pogorszenie pogody, żadnych dni gorących na horyzoncie, a i słońca będzie jak na lekarstwo. Wieczorem pojechałem przejechać się na rowerze. Wybrałem sobie dość forsującą trasę przez położone wyżej wsie, ot zwyczajna wieczorna przejażdżka jakie bardzo lubię. Kiedy zaszło słońce, lekki wiatr halny zaczął się wzmacniać. I poczułem coś bardzo dziwnego. Robiło się coraz cieplej i cieplej. Nie tylko za sprawą zmęczenia jazdą i wiatru. Naprawdę, przy zachmurzonym niebie temperatura rosła, aż po zmierzchu, około 21-szej było wręcz gorąco. Wróciłem do domu i spojrzałem na termometr, wskazywał 25 stopni. Zamknąłem okna w pokoju, bo przy takim grzaniu było mi ciężko zasnąć. Położyłem się i po zmaganiu się z gorącem (nie lubię zbyt ciepłych letnich nocy) około 23-ciej urwał mi się film.
Dlaczego poszedłem spać i nie poczekałem choćby pół godziny? Niestety, Łowcy Burz też się mylą i uwierzyłem ich prognozie, o której chyba woleliby zapomnieć: https://lowcyburz.pl/2014/08/13/prognoza-konwekcyjna-na-dzien-13-08-2014-i-na-noc-1314-08-2014/

O godzinie 0:40 budzi mnie ogłuszający szum. Na okna leją się wiadra wody, a pioruny siekają jak na Śląsku 15 lipca 2009 albo w Warszawie 21 sierpnia 2007 czy 30 sierpnia 2020. Nieskończony stroboskop na niebie. To opus magnum 2014 roku. Taki ogień na niebie przestraszył jednak nawet mnie, fana burz. Nie będę tu niczego ukrywał. Mimo, że już od ładnych paru lat byłem pasjonatem burz, zlękłem się jak małe dziecko i normalnie przykryłem się kołdrą, serio. To był dla mnie szok. Trwał jednak tylko moment, cóż, prawie każdemu zdarzają się takie chwile słabości. Wiatr dmie jak oszalały, z niedowierzaniem przyglądam się temu co następuje. Co to w ogóle jest, bo gdybym był żołnierzem po misji, chyba pomyślałbym że to wojna. Moja kochana Saba :( biegała przestraszona po podwórku, mimo że nigdy nie bała się burz, miała wywalone na fajerwerki, a wszystkie prace remontowe przesypiała. Usłyszałem że coś leje się na górze, na poddaszu. Okno było tam otwarte i deszcz lał się do środka. Wszyscy wyskoczyli pozamykać wszystkie okna, wpuściłem psa do domu i wyłączyłem prąd. Nie był zresztą do niczego potrzebny, bo pioruny waliły tak, że nawet w najciemniejszych zakątkach domu oświetlały mi drogę. Włączyłem internet na tablecie i wszedłem na blitzortung, a tam aż biało od wyładowań. Jak mogłem o tym wcześniej nie wiedzieć? Ta burza była dla mnie kompletnym zaskoczeniem, ale wtedy mogłem już tylko stać przy oknie i podziwiać jak gromy przecinają niebo. Burza przyszła od strony Tatr i kierowała się na Rzeszów. Cały czas mocno wiało. Ciocia mówiła mi potem, że wiatr zadzwonił jej dzwonkiem do drzwi - brzmi jak horror ;) Uspokoiło się dopiero po godzinie 2-giej, ale nawet o 4 nad ranem, kiedy robiło się już jasno, na wschodzie widziałem łuny potężnych wyładowań. Niesamowicie to wyglądało. Żadne filmiki tego nie oddają, bo to właśnie w Starym i Nowym Sączu nawałnica uderzyła z największą mocą. W Starym Sączu prawdopodobnie wystąpił downburst lub trąba powietrzna.
Niespodziewana nawałnica złamała w mieście wiele drzew, w tym konar starego jesionu w centrum, który spadając zahaczył o dach stojącej tam kamienicy. Będąc rano na zakupach (po nieprzespanej nocy) widziałem akcję straży pożarnej. Wysłuchałem również wielu opowieści ludzi dotyczących nocnego spektaklu. Wielu powtarzało że nigdy nie widzieli czegoś podobnego. Podobno wyładowania były widoczne jeszcze przed północą, więc bardzo możliwe że gdybym jeszcze przez trochę czasu nie mógł zasnąć, to mógłbym zaobserwować zjawisko od samego początku. Dziwię się tylko temu, że obudził mnie dopiero wiatr i deszcz w apogeum nawałnicy - podobno już około północy błyskawice strzelały tak, że wyglądało to jak pożar albo atak rakietowy. Rodzice mówili, że obudzili się wtedy jeszcze przede mną i pomyśleli, że to ogień. Dziwili się, że spałem w najlepsze, kiedy nawet przez zasłonięte okna w środku domu padało takie światło, że trzeba było mrużyć oczy. Ciekawe, jak wyglądała chmura... Burza z tej sierpniowej, gorącej nocy i tak byłą jednak dla mnie niezapomnianym przeżyciem. To noc niepodobna do żadnej innej nocy w moim życiu.

https://twojsacz.pl/traba-powietrzna-w-starym-saczu/
https://sadeczanin.info/wiadomosci/stary-sacz-tego-nie-da-sie-opisac-trzeba-przezyc

Po nawałnicy byłem już spełniony. Nie chciałem już więcej i kiedy 15 sierpnia wychodząc na basen, zauważyłem że od zachodu znowu niebo ciemnieje i grzmi, pomyślałem sobie "o nie, znowu? Ile można???"
Szczęśliwie II połowa sierpnia 2014 w swojej jesienności (w końcu najzimniejsza po 1987 roku), braku przekroczeń 25 stopni, niskim usłonecznieniu i niemal codziennych opadach, oszczędziła już dalszych burz. Pożegnanie z tym zjawiskiem nastąpiło we wrześniu. 1 września deszcz padający od godzin popołudniowych stał się burzą z kilkoma bliskimi wyładowaniami i ulewą już wieczorem, po ciemku, zaś 9 września, niemal tak jak w lipcu, błyskawice i grzmoty uświetniły popołudnie. W ten sposób rok 2014, mimo że tak burzowy, może się pochwalić tylko dwiema burzami nocnymi - chociaż ta pierwsza była jak dziesięć innych burz. Moim niedosytem jest tylko brak wieczornych burz z możliwością podziwiania odleglejszych, cichych wyładowań przy dźwięku pasikoników, względnie imprezy u sąsiadów ;) Cóż, nie można mieć wszystkiego.

To był dobry rok. Rekordowo ciepły (do 2019), a przy tym dość słoneczny i bardzo wilgotny, z sumą opadów usytuowaną w czołówce. Wszystkie pory roku się w nim nieźle udały, szkoda tylko, że nie było prawdziwej zimy. To jednak nie ulewy, upały ani mrozy grały w tym roku pierwsze skrzypce. Burze były w Nowym Sączu atrybutem tego roku. Rekordowy pod chyba każdym względem sezon wybrzmiał tak głośno i wyraziście, że nie sposób o nim zapomnieć. Dla pasjonata pogody i szerzej pojętej meteorologii wspomnienie tamtych dni będzie zawsze żywe i świeże, niczym trawa po majowych ulewach w tymże roku. Czy jeszcze doświadczymy czegoś podobnego? Być może tak, ale (już nie być może, lecz na pewno) zbadanie tego swoją miarą, z pewnością będzie wyzwaniem dla każdego z nas. Taką już mamy pasje - na wiele rzeczy trzeba się chcąc lub nie chcąc zgodzić; pytanie tylko, czy damy się im oswoić i polubimy ten największy dynamizm, jaki może nam dać niebo.
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Drogi Jacobie, wróć do nas :!:
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 126 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35056
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 19 Wrzesień 2020, 22:21   

Piękny opis, naprawdę miło się czytało :jupi:

Dodam, że jak napisałeś o Sabie z 14.08.2014, to muszę dodać, że właśnie tego dnia (być może wskutek długiej fali tropików), pierwszy raz ciężko zachorowała zaledwie 7-letnia Lea, dokładniej problemy z sercem. Od tej pory nigdy nie wróciła do zdrowia, do słabnącego serca dołączyły szybko, jak u każdego owczarka, stawy, a następnie powoli coraz to więcej narządów. Dzień 14.09.2020 był więc de facto końcem tej wieloletniej męki, przynajmniej tak do tego podchodzę. Lea przechorowała prawie pół swojego życia. Niestety widząc, jak siada zdrowie rasowych psów, muszę tutaj poprzeć "aktywistów", którzy są przeciwnikami hodowli psów.


A co do burz z 2014 roku, to w skrócie opiszę wszystkie, które pamiętam:

19.04.2014, Kazimierz Dolny. Trochę pogrzmiało, ale ostatecznie skończyło się na umiarkowanym deszczu, przy którym w wąwozie dało się spokojnie spacerować.

23.04.2014, Warszawa-Gocław. Po szkole wybrałem się tam ze znajomym, tak po prostu się przejść xd Dość nagle złapało nas oberwanie chmury, no i parę basowych grzmotów też było.

26.05.2014, CH Złote Tarasy (Warszawa-Śródmieście). Groźna nawalnica, jaka tego dnia nawiedziła Warszawę, złapała mnie podczas zakupów w tym CH. Nie chce się chwalić swoją głupotą z tamtych czasów, ale pamiętam, że bałem się, że przez ten oszklony dach się przebiją pioruny :lol: Toteż nawałnice przeczekałem na... parkingu podziemnym. Ale co by nie mówić, była to naprawdę potężna burzałka...



7.07.2014, Mała Fatra. Tylko kilka wyładowań z daleka, podczas gdy schodziliśmy już ze szlaku. Na szczęście przeszło bokiem.

8.07.2014, Wielka Racza. Mimo zapowiadanych hucznie burz, zdecydowaliśmy się przejść szlakiem ze Zwardonia do Przegibka, przez Wielką Raczę. Burza złapała nas dosłownie tuż przed dojściem na szczyt, na szczęście mogliśmy ją przeczekać w schronisku. Po jej ustąpieniu, popędziliśmy do schroniska w Przegibku, gdzie pod wieczór nadeszła kolejna burza, ale - jak mówisz - prawdziwą burzę to oglądaliśmy w schroniskowym TV :jupi:

24.07.2014, Beniowa (na drodze do ujścia Sanu, południowo-wschodni kraniec Polski). Dzień od początku był ponury i mżawkowaty, ale mimo to zdecydowaliśmy się na 20km wycieczkę do ujścia Sanu. Niestety, po przejściu paru kilometrów, gdy dotarliśmy do Beniowej, złapała nas ulewa, a w tle były nieśmiałe grzmoty, wskutek czego zdecydowaliśmy się zawrócić. I tym razem burza była tylko straszakiem, ale zlało nas równo.

26.07.2014, Muczne. Tego dnia wybraliśmy się z kwarter w Mucznej na szczyty Tarnica, oraz Halicz. Trzeba było wstać i wyjść na szlak długo przed świtem, około 3:30... Na szczęście w szybkim obudzeniu pomógł nam... sygnał z Ukrainy, dzięki któremu telefon zgłupiał i budzik zadzwonił... godzinę wcześniej :haha: Najpierw weszliśmy na pierwsze pasmo, a po jego dojściu udaliśmy się na te dwa pięknie bieszczadzkie szczyty przy słonecznej pogodzie. W drodze powrotnej, gdy minęliśmy już Krzemień, pogoda ewidentnie zaczeła się psuć i słychać było pierwsze pomruki. Niestety, byli ludzie, którzy ewidentnie pomimo tego, kierowali się w kierunku Tarnicy. Bez komentarza. Części naszej ekipy udało się dotrzeć, przed przyjściem żywiołu do kwater w Mucznem, ale niestety... jedna koleżanka zasłabła (wskutek zbyt szybkiego marszu...) i część grupy została tam. Pamiętam ten strach i niepewność, gdy waliły pioruny, a oni ciągle nie wracali do kwater. Potem okazało się, że zdecydowali się po prostu pod krzaczkiem tę burze przeczekać i na szczęście nikomu nie stała się krzywda. No, nikomu z naszych... Bo tego samego dnia doszło do wypadku w Beniowej, gdzie byliśmy ledwie 2 dni wczesniej - jedna kobieta została rażona piorunem i w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Na szczęście wyszła z tego (ogólnie piorun w 3/4 przypadków trafia w odpowiedniej fazie i nie powoduje porażenia prądem, jedynie olbrzymie poparzenia)

27.07.2014 - znowu okolice Mucznego, tym razem tylko krótki spacerek był, ale i tak nie obyło się bez zmoknięcia. Na szczęście burza szybko przeszła i aktywna elektrycznie nie była

29.07.2014, Rabe. Podczas wycieczki z Cisnej na Wołosań, Jaworne aż po Rabe i autobus z tamtej okolicy do Cisnej, złapała nas znowu aktywna burza, kiedy już schodziliśmy drogą właśnie przed dawną łemkowską wieś Rabe. Na szczęście przed ulewą zdążyliśmy dotrzeć do przystanku autobusowego, gdzie jednak 30 minut w akompaniamencie szumu i walących piorunów musieliśmy czekać na autobus. Zanim autobus przyjechał, było już w zasadzie po wszystkim.

31.07.2014, okolice Komańczy. Tego dnia wybraliśmy się na 30km spacer na szczyt Chryszczata, przez Jeziorka Duszatyńskie. Nocleg mieliśmy w Prełukach, skąd udaliśmy się do Duszatyna, oczywiście wczesnym rankiem. Była piękna, bezchmurna pogoda. Z Duszatyna ruszyliśmy już szlakiem przez jeziorka, aż doszliśmy na Chryszczatą. W lesie nie widać było, jak szybko rozwijały się Cumulonimbusy. Gdy schodziliśmy już inną drogą (na Mików), doszło do gwałtownego załamania pogody. Przez chwilę wydawało się, że burza mija bokiem od północy, idąć na wschód, ale nagle jakby... zawróciła. Po latach, gdy spojrzałem na radary z tego dnia, okazało się, że nie było to zawrócenie, tylko po prostu dobudowywanie się i to dość agresywne. Do Prełuk zostało nam ponad 10km i musieliśmy je przemierzać w ulewnym deszczu i w akompaniamencie pobliskich grzmotów, walących w okoliczne góry. Na chwilę tylko udało się schronić w Duszatynie, gdzie był mały sklep. Wyszliśmy stamtąd, bo wydawało się, że już po wszystkim, a na miejsce zostało nam ledwie 2km. Niestety... tuż po wyjściu stamtąd rozpętało się już prawdziwe piekło. Pioruny waliły w okolicy niczym 30.08.2020 w regionie Warszawy, a strumień wody lał się konkret. Wtedy już po prostu błagałem Niebiosa o litość i wybaczenie. Było to chyba najstraszniejsze moje przeżycie związane z burzami (no nie licząc tych z 2019, ale wtedy to polegały one na zupełnie innym przerażeniu - mijaniu bokiem i pustynnieniu :zygacz: )

1.08.2014, Łupków. Tego dnia wybraliśmy się na spacer na szlak graniczny. Mieliśmy przejść okolicznymi szlakami, ale gdy tylko usłyszeliśmy pierwszy grzmot, przerażeni przeżyciem z poprzednia, po prostu uciekliśmy przez mokradła w dół. Burza nawet się nie zbliżyła, przeszła daleko bokiem przez Słowację. Za to my mieliśmy mokre cały buty, skarpety i spodnie, bo uciekając przedzieraliśmy się przez zalane po poprzednich burzach łąki i drogi....


4.08.2014, Kajetany. I po powrocie na niziny, po wielu tygodniach spędzonych w przewadze w górach... Tego dnia udałem się na działkę, skąd wieczorem ze znajomym miałem okazje podziwiać malownicze błyski od wschodniej strony. Nawet już nie pamiętam, czy ten deszcz do nas dotarł, ale z tego co widzę po radarach, to zdecydowanie tak. Niesamowitą ulgą było podziwianie burzy z domku :)

Burz z 7.08, 11.08 i 13.08 nie pamiętam, ale widać po radarach, że były ;)

28.08.2014, Kajetany. Niby już chłodno i jesiennie, ale jednak i tu znalazło się miejsce dla burzy. Pamiętam, że wystąpiła i że przerwało to mi spacer po okolicy działek. No i potem przeczekiwanie ulewy w domku.

No i to tyle, z tego co pamiętam, ale było tego z tego co się orientuję, jeszcze dużo więcej. Niemniej wtedy nie byłem żadnym pasjonatą, więc nie śledziłem tego tak skrupulatnie.
_________________
Kiedyś lewica walczyła o to, by robotnik mógł zjeść kotleta. Dziś lewica walczy o to, by robotnik NIE mógł zjeść kotleta.
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 126 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35056
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 12:47   

O, właśnie zauważyłem, że na tym zdjęciu ZT widać kawałek białej magii na ziemi :jupi:

A reszta co sądzi o tym sezonie? Bo w górach, jak obaj z Piotrem napisaliśmy, był naprawdę "ciekawy", chociaż dla turystów rzecz jasna ciężki.
_________________
Kiedyś lewica walczyła o to, by robotnik mógł zjeść kotleta. Dziś lewica walczy o to, by robotnik NIE mógł zjeść kotleta.
 
     
Bartek617 
Poziom najwyższy
Zimowy łowca burz :)


Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 20 razy
Wiek: 25
Dołączył: 02 Sty 2020
Posty: 13554
Miejsce zamieszkania: gmina Zielonki/Kraków
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 15:33   

Yyyy... ludzie przedstawieni na Twoim zdjęciu są ubrani, jakby zima w najlepsze trwała (najwyżej przedzimie/przedwiośnie). :-( Maj 2014 był chłodny, ale wydaje mi się, że podana przez Ciebie data była końcówką "gorącego" akcentu w tamtym miesiącu. :-(

Są 2 możliwości: albo wstawiłeś zdjęcie "nieodpowiednie", albo wpisałeś "złą" datę. :cry: Kurtki mogą ludzie nosić, ale czapki zimowe czy szaliki są raczej mało możliwe do zobaczenia na przełomie maja/czerwca. :-(

Co do sezonu burzowego to nic szczególnego pewnie nie napiszę... :-( Nie chcę nikogo tutaj ranić albo coś, ale niestety mi się co innego w okresie wakacji podoba... :-( To jednak były takie czasy, że pogoda nie decydowała o moim nastroju (albo ja nie zwracałem tak bardzo uwagi na panujące warunki na zewnątrz). ;-) Nawet jak za oknem miała miejsce rozpierducha, to i tak byłem pochłonięty rozrywką domową (telewizor/komputer). ;-) Zaczynałem się jedynie smucić, gdy akurat podczas oglądania telewizji wyświetlił się komunikat, że awaria satelity (czy coś podobnego- kilka razy tak było), bo wiadomo musiałem wyłączyć sprzęt i zająć się czymś innym :-(
_________________
Jestem za ograniczeniem do minimum wilgotnego gorąca i wilgotnych upałów. :(

Jak napiszę gdziekolwiek głupoty, to bardzo Was przepraszam. :(

Głowa jest od tego, by włosy miały na czym rosnąć. ;)

Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego. ;)
 
     
Jacob 
Poziom najwyższy
Fan mokrego ciepełka


Hobby: Meteorologia
Pomógł: 5 razy
Wiek: 27
Dołączył: 03 Cze 2019
Posty: 19150
Miejsce zamieszkania: Włocławek
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 16:41   

Był to bardzo dobry sezon pod względem ilości burz :-) . Jednak, żadna nie była imponująca stąd też, żadna szczególnie nie zapadła mi w pamięć, choć kilka kojarzę :-)

20 maja (tą kojarzę, bo akurat tamtego popołudnia moja mama, była u mnie na wywiadowce :mrgreen: )

9 czerwca (też popołudniu)

28 czerwca (jakoś w południe, jak szykowaliśmy urodziny dziadka, choć była krótka i standardowo jak to w 2014 tylko lekko pokropiło)

7 lipca (popołudniu, pamiętam później bardzo parny wieczór ;-) )

20 lipca (wczesny wieczór)

23 lipca (przed południem)

Noc 28/29 lipca

1 sierpnia (popołudnie)

10 sierpnia (późne popołudnie/wczesny wieczór)

12 sierpnia (w południe)

28 sierpnia (do południa było rzesko i pogodnie, ale później się zachmurzyło i pamiętam, że zerwała się silna wichura)


To wszystkie jakie kojarzę z tamtego roku, ale żadna nie zapisała się jako szczególna w mojej pamięci. Niestety żadnej większej zlewy też nie było
_________________
Po październiku powinien przychodzić czerwiec :>
 
     
FKP 
Poziom najwyższy
Fan wiosny i lata



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 144 razy
Dołączył: 21 Maj 2019
Posty: 23737
Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 16:51   

Najlepsza burza tamtego roku to 9 maja 2014 :jupi:
_________________
Aktualna pora roku: Wczesna wiosna :jupi: :jupi: :jupi:
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan ostrych zim



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 104 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11607
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 16:55   

Super relacja Kmroz :) Byliście rozsądni, dobrze że w te lipcowe dni nie zapuszczaliście się na dalsze szlaki, szkoda że 31 lipca nie udało się zdążyć, ale niestety to jeszcze mocniej udowodniło, jak bardzo nieprzewidywalne potrafią być burze w górach. Ja takie "zawrócenie" burzy, choć na mniejszą skalę, obserwowałem 25 czerwca 2020, wtedy także do burzy dostawił się dodatkowy element, który zahaczył o mnie silnym deszczem.
Widzę, że wakacje 2014 spędziłeś w takich miejscach, z których do burz było Ci najbliżej :) Próbuję w myślach oszacować ile kilometrów przeszedłeś podczas tych opisanych przez Ciebie dni :D

A co do Lei, to przypominam sobie jak jeszcze przed przemianą, kiedy uważałeś lipiec 2014 za jeden z najgorszych, niewiele ustępujących 2006, pisałeś o tym, że ten tropik bardzo wymęczył Twojego psa. Jakoś wydawało mi się, że chodziło o Bukę, a to drugi piesek :( Szkoda, że tak długo musiał zmagać się z chorobą. Saba też dość długo niedomagała, bo pierwsze oznaki problemów zdrowotnych (kulenie) zauważyłem jakoś w listopadzie 2017, zatem trwało to prawie trzy lata, choć to i tak bez porównania. Moja labradorka trochę wydobrzała późną wiosną 2018, choć na początku kwietnia, jeszcze przed początkiem Wspaniałego Półrocza, miała gorszy moment, który na szczęście prędko przeszedł po zastrzyku przeciwbólowym. Lato zniosła bardzo dobrze i kolejne problemy zaczęły się jesienią, trwając już przez znaczną część 2019 i 2020 roku, choć zawsze miała w sobie jeszcze dużo energii i siły do życia. Weterynarz rok temu powiedział nam, że niedługo przyjdzie czas, ale na razie jest na to jeszcze za wcześnie i możemy się nią jeszcze cieszyć. I trzymała się dzielnie, aż nadeszła noc z 7 na 8 września i ten straszny dzień, kiedy nie pozostawało nic innego, jak wezwać weterynarza by skrócić jej cierpienie :(

Jeszcze wracając do Twojego zdjęcia, to początkowo pomyślałem, że to Ty zrobiłeś je tego dnia i gdybyś nie zwrócił mojej uwagi na śnieg (w takiej postaci to już nie biała magia :D ) pozostałbym w tym błędzie ;) A w Złotych Tarasach byłem raz i od wewnątrz ten dach zrobił na mnie większe wrażenie niż z zewnątrz. Musi to ciekawie wyglądać podczas ulewy, kiedy woda deszczowa spływa po nim jak po wodospadzie :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Drogi Jacobie, wróć do nas :!:
 
     
FKP 
Poziom najwyższy
Fan wiosny i lata



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 144 razy
Dołączył: 21 Maj 2019
Posty: 23737
Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 17:00   

PiotrNS, Dlatego najlepsze są kundle, u nas był taki co przez 10 lat nie zmagał się z żadnymi dolegliwościami, jedyną oznaką jego starości były siwiejące włosy na pysku. Niestety często uciekał "na suki" i w końcu sierpnia 2011 ostatni raz go widziałem :-(
_________________
Aktualna pora roku: Wczesna wiosna :jupi: :jupi: :jupi:
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 126 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35056
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 18:15   

Bartek617 napisał/a:
Yyyy... ludzie przedstawieni na Twoim zdjęciu są ubrani, jakby zima w najlepsze trwała (najwyżej przedzimie/przedwiośnie). Maj 2014 był chłodny, ale wydaje mi się, że podana przez Ciebie data była końcówką "gorącego" akcentu w tamtym miesiącu.


Bo to nie jest zdjęcie z maja 2014, chciałem po prostu wam pokazać, jak wygląda ten dach (nie każdy z was przecież jest z tych okolic). Zdjęcie wziąłem z googla.

Bartek617 napisał/a:
Są 2 możliwości: albo wstawiłeś zdjęcie "nieodpowiednie", albo wpisałeś "złą" datę. Kurtki mogą ludzie nosić, ale czapki zimowe czy szaliki są raczej mało możliwe do zobaczenia na przełomie maja/czerwca.


Jak już wyżej wspomniałem, zdjęcie jest z googla i pochodzi z czasów zimowych. Ale, żebyś się nie zdziwił, 30.05.2014, czyli 4 dni po tej nawałnicy, zrobiło się tak zimno, że jedna z moich koleżanek wzięła czapkę i szalik do szkoły ;) Tamtego dnia poszliśmy po zajęciach do kina, również do tego samego CH, na jakiś film (chyba "Sąsiedzi", taka prosta komedia :lol: )

PiotrNS napisał/a:
Jakoś wydawało mi się, że chodziło o Bukę, a to drugi piesek


Buka to wtedy jeszcze nie żyła. A zdrowie jej dopisywało do ostatniej sekundy życia... W sumie każdemu psu życzę takiej szybkiej śmierci, ale nie w tak młodym wieku... (4 lata, 1 miesiąc i 10 dni...)

FKP napisał/a:
PiotrNS, Dlatego najlepsze są kundle, u nas był taki co przez 10 lat nie zmagał się z żadnymi dolegliwościami, jedyną oznaką jego starości były siwiejące włosy na pysku. Niestety często uciekał "na suki" i w końcu sierpnia 2011 ostatni raz go widziałem


No Buka też ciągle uciekała, miała geny posokowca i instykt polowania, więc też długo nie pożyła. Oczywiście można powiedzieć, "trzeba ją było trzymać na smyczy". Ale to nie takie proste, ten pies po prostu na niej nie wytrzymwał. Szprotka jest zupełnie inna i jeszcze nigdy nie uciekła, mimo, że czasami jest puszczana.

Z tego co wiem, to matka Buki, która mieszka w agroturystyce w Zawadce Rymanowskiej (uwaga, reklama :lol: ale chyba mogę bo napisałem więcej niż 5 sensownych postów na tym forum :lol: ), bardzo fajnej agrotursytyce, gdzie jeździłem nieraz w dzieciństwie i co chwila ucieka w góry i nieraz wracała na drugi dzień... Zresztą w taki sposób została przygarnięta - uciekła ze swojego gospodarstwa, przylgnęła do turystów i cóż, pokochali ją :) I okazało się, że w momencie przygarnięcia (październik 2015) była już w ciąży z Buką i kilkoma innymi białymi kuleczkami (sama Chatka jest brązowa, mieszanka posokowca i wielu innych, ale jej "kochankiem" był podobno owczarek podhalański).
_________________
Kiedyś lewica walczyła o to, by robotnik mógł zjeść kotleta. Dziś lewica walczy o to, by robotnik NIE mógł zjeść kotleta.
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 126 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35056
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 20 Wrzesień 2020, 18:17   

PiotrNS napisał/a:
Super relacja Kmroz Byliście rozsądni, dobrze że w te lipcowe dni nie zapuszczaliście się na dalsze szlaki, szkoda że 31 lipca nie udało się zdążyć, ale niestety to jeszcze mocniej udowodniło, jak bardzo nieprzewidywalne potrafią być burze w górach. Ja takie "zawrócenie" burzy, choć na mniejszą skalę, obserwowałem 25 czerwca 2020, wtedy także do burzy dostawił się dodatkowy element, który zahaczył o mnie silnym deszczem.
Widzę, że wakacje 2014 spędziłeś w takich miejscach, z których do burz było Ci najbliżej Próbuję w myślach oszacować ile kilometrów przeszedłeś podczas tych opisanych przez Ciebie dni


Właśnie to jest taki paradoks, że nienawidziłem w starej odsłonie tak bardzo czegoś, czego nie przeżyłem na miejscu. Chyba nasilenie się choroby mojego dziadka, no, a także początki choroby serca u Lei, w związku z tym wielotygodniowym tropikiem, sprawiły, że jakoś mimowolnie nie znosiłem tego okresu w pogodzie. Ostatnio się z tego oczyściłem i widzę jak niezłe było lato 2014 :jupi:
_________________
Kiedyś lewica walczyła o to, by robotnik mógł zjeść kotleta. Dziś lewica walczy o to, by robotnik NIE mógł zjeść kotleta.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Akagahara style created by Naddar modified v0.8 by warna
Copyright © 2018-2024 Forum LUKEDIRT
Wszelkie prawa zastrzeżone
Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 10