Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Cookies    Dowiedz się więcej    Cyberbezpieczeństwo OK
Forum wielotematyczne LUKEDIRT Strona Główna
 Strona Główna  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Statystyki  Rejestracja  Zaloguj  Album

Poprzedni temat :: Następny temat
W jaki sposób ewoluowały Wasze pogodowe upodobania?
Autor Wiadomość
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 110 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11799
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Marzec 2020, 20:34   W jaki sposób ewoluowały Wasze pogodowe upodobania?

W ostatnim czasie w naszych dyskusjach przewija się wyjątkowo dużo ciekawych nowinek na temat tego, w jaki sposób postrzegamy i odbieramy pogodę, to co dzieje się za oknem. Okazuje się, że jest to bardzo ciekawa kwestia, bo chyba nikt z nas nie ma takich samych poglądów na te sprawy raz na zawsze, a na przestrzeni lat i pod wpływem różnych doświadczeń, oczekiwania się zmieniały. W końcu tylko krowa i Janusz Korwin-Mikke nie zmieniają poglądów :lol:

Jeśli chodzi o mnie, to zmieniło się pojmowanie większości pór roku, choć zazwyczaj nie były to różnice duże.
Zacznijmy od marca, miesiąca aktualnego. Mój stosunek wobec niego zmienił się znacznie, bo dawniej po prostu go nie lubiłem. Marzec to taki okres roku, kiedy z niecierpliwością wyczekuję już prawdziwego ciepła, a pogoda jaka często wtedy panuje, wydawała mi się przedłużaniem tej "nijakości", w dodatku w często szarej i deszczowej wersji. Kiedyś (nawet ku mojemu dzisiejszemu zaskoczeniu) lubiłem szybkie odbicia w górę. Chciałem mieć wszystko od razu - regularne 10-15, a najlepiej 20 stopni, szybki rozwój zieleni, kiedy stopiony śnieg odsłaniał zleżone, szare trawy, wreszcie cieplejsze poranki. Jednocyfrowe temperatury zwyczajnie mnie męczyły i jakoś nie potrafiłem docenić przedwiośnia. Dopiero jakoś od 2012, a na całego od 2014 roku zauważyłem, że to również ma swój urok, a przedwiośnie i wczesną wiosnę da się lubić. To także zasługa marca, który (choć nadal regularnie pokazuje swoje chłodne oblicze) stanowczo się poprawił, ciągnąc za sobą luty.

Co do dalszej części wiosny, to zawsze miałem zdanie podobne jak teraz. Bardzo nie lubiłem głębokich ochłodzeń o późnej porze, jak również nie potrzebowałem zbyt wczesnych prawdziwie letnich temperatur, bo zawsze mnie rozpraszały i zamiast myśleć o szkole, marzyłem wtedy o wakacjach :lol: Teraz powody są już trochę inne, po prostu uznałem "zwyczajnie ciepłą" wiosnę za optymalny rodzaj pogody.

Teraz lato, będzie ciekawie. Jako dziecko byłem dużo bardziej ciepłolubny. Lubiłem upały, o ile nie były zbyt silne. Niezmiennie zawsze przepadałem za umiarkowaną letnią pogodą, jednak nie przepadałem za chłodniejszymi i pochmurnymi epizodami, które teraz potrafię docenić za opady - przykładowo mocno zmartwił mnie mini-lipiec 1980 w 2008 roku, było mi szkoda tej pogody. Można powiedzieć, że przeszedłem trochę w chłodniejszym kierunku, ale znaczna część moich upodobań została zachowana. Dzisiaj jednak raczej nie cieszyłbym się z lipca 2006, nawet tej łagodniejszej jego części - choć wtedy zbytnio mi nie przeszkadzał, a nawet się podobał ;) Jedyną falą upałów, która dawniej zaszła mi za skórę, była ta z lipca 2007, kiedy było jednak goręcej, bo przez wiele dni temperatura krążyła wokół 35 stopni. Także w 2010 roku odbierałem okresy upalne jako fajne, w 2012 też początek lipca nie oceniałem źle, ale wtedy sytuację ratowały burze, o których za chwilę. Zmiana przyszła najpierw w 2013 roku. Kiedy pod koniec lipca i na początku sierpnia nadeszły te wielkie upały, zrozumiałem że nie potrzebuję czegoś takiego, bo dużo lepiej było przy umiarkowanej temperaturze. Było bardzo ciężko. W 2015 roku tak rozłożyłem sobie zajęcia podczas upałów, że po jakimś czasie się do nich przyzwyczaiłem. Hartowałem się częstą jazdą na rowerze, a po powrocie do domu byłem tak padnięty, że nawet gorąca noc nie stanowiła problemu i spałem dobrze. W 2017 roku powtórzył się scenariusz roku 2013 i po raz kolejny uświadomiłem sobie, że wolę pogodę jak w czerwcu i lipcu. Ta fala upałów była dla mnie nawet cięższa niż w 2015 roku, więc ostateczna zmiana mojego podejścia była kwestią ostatnich pięciu lat. Mimo to, nie panikuję kiedy raz na jakiś czas pod lazurowym niebem temperatura muśnie 30 stopni - aczkolwiek wolę co innego ;)

Jesień jest porą roku, którą najbardziej polubiłem. Od kiedy pamiętam, ta pora roku była narażona na wiele stereotypów. Kojarzyła się z pluchą, chłodami i powolnym wchodzeniem w zimę. Kiedy kończył się wrzesień, wątpiłem że czeka mnie jeszcze cokolwiek fajnego w pogodzie, zaś w listopadzie nie mogłem się doczekać zimy, bo nawet nie wiedziałem że może być jeszcze ładnie, ciepło i pogodnie, poza pojedynczymi dniami i takimi złotymi okresami jak początek listopada 2008 (cudo :) ). Zmiana poglądów to kwestia lat od 2012/13 roku, kiedy październik coraz śmielej zaczął pokazywać swoje uroki, zaś ostatnie dwa lata, to starania listopada. Zawsze uważałem go za najgorszy miesiąc roku, a jednak I połowa listopada 2018 i cały listopad 2019 utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak nie musi być.

Zima? Koniecznie mroźna i śnieżna :) Od dzieciaka bardzo lubiłem śnieg. Jedno z moich piękniejszych zimowych wspomnień z dzieciństwa, to grudzień (prawdopodobnie 2005) i wieczorne wyjście do ogrodu z rodzicami. Do dziś śnią mi się sosny w ogrodzie tak przepięknie oblepione śniegiem jak w bajce, na tle rdzawego nieba. Kiedy przychodziły tak duże opady śniegu, jakich od 2013 roku już prawie nie mamy, lubiłem stać przy oknie i po prostu podziwiać, jak pokrywa śniegu rośnie i rośnie - a wszystko dookoła wygląda jak namalowane cienkim, białym pędzelkiem. Trzymałem kciuki, by śniegu było jeszcze więcej, a nocami budziłem się z ciekawości, żeby sprawdzić ile śniegu dosypało. Aż miło to sobie przypomnieć :) Było mi smutno, kiedy przychodziła odwilż i to wszystko się topiło. Dopiero w lutym zaczynało mi się to nudzić i wtedy już nie miałem nic przeciwko. Jeszcze w styczniu 2014 miałem poczucie że nie jest w porządku, że wolałbym zimę. Początek lutego tego roku zaczął mnie jednak przekonywać do atlantyckiej pogody i od tego czasu stopniowo staję się coraz bardziej ciepłolubny zimą - a mimo to nadal czekam na śnieg, choć w nie tak dużej ilości, bo sam widzę że potrafi przeszkadzać. Musiałem po prostu przekonać się o tym, że ciepła zima także potrafi być piękna, a nie tylko szara i błotnista. I jestem bardziej wyrozumiały, dziś już nie narzekałbym na ciepłe okresy stycznia 2014 - ba, pierwszą dekadę tego miesiąca uważam dziś za najlepszy początek stycznia w XXI wieku.

No i ostatni rozdział - burze! Teraz bardzo je lubię, a za dzieciaka strasznie się bałem, zwłaszcza grzmotów :D Kiedy w wieczornej prognozie pogody widziałem, że w Krakowie czy Rzeszowie będzie w nocy burza, nie mogłem się uspokoić i usnąć. Miałem uraz do nocnych burz przez jedno zdarzenie. Byłem bardzo mały, nie chodziłem jeszcze do szkoły, a może nawet zerówki. Którejś letniej nocy obudził mnie padający deszcz, głośny bo przy otwartym oknie. Usiadłem i zacząłem się mu przysłuchiwać, aż nagle, bez żadnej zapowiedzi dosłownie kilkadziesiąt metrów od domu strzelił potężny piorun. Przestraszyłem się niesamowicie i przez jakiś czas sam deszcz w nocy wywoływał u mnie lęk, bo bałem się że znowu stanie się coś podobnego. Od 2008 roku lubię burze, a od 11 maja 2009 - fascynuję się nimi. A mimo to jeszcze przez jakiś czas czułem lęk przed nocnymi misteriami. Po tornadach w 2008 roku zacząłem obawiać się tego, że trąba powietrzna zjawi się także u mnie, a w nocy nie będę mógł jej zauważyć. Poza tym zawsze było coś, co powstrzymywało mnie od podchodzenia do okna w czasie nocnej burzy. Przełamałem się chyba w wieku 11 albo 12 lat, czyli już wtedy, gdy interesowałem się meteorologią i czytałem strony Łowców Burz (zrozumiałem, że to może być moja pasja). Wtedy pokochałem nocne pokazy błyskawic, choć był jeszcze jeden, jedyny raz, kiedy poczułem lęk. To noc 14 sierpnia 2014 roku, kiedy w środku nocy obudziła mnie kompletnie niespodziewana nawałnica - istny stroboskop wyładowań, deszcz chlustający pionowo na szyby i złowrogo świszczący wiatr. Wyładowania strzelały jak fajerwerki w Sylwestra (ich też kiedyś się bałem, a teraz uwielbiam :D ), ta burza przypominała noc 21 sierpnia 2007 w Warszawie.
Do wielu rzeczy trzeba dojrzeć, a ewoluowanie poglądów tylko sprawia, że moje zainteresowanie meteorologią jest jeszcze ciekawsze i jeszcze bardziej związane ze mną samym :)

A jak było u Was?
 
     
FKP 
Poziom najwyższy
Fan wiosny i lata



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 166 razy
Dołączył: 21 Maj 2019
Posty: 24121
Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 26 Marzec 2020, 21:22   

Ja ostatnio zacząłem lubić październiki, jeszcze ok. 2010 roku traktowałem ten miesiąc za kompletnie stracony, teraz w akompaniamencie coraz częściej oraz dłużej goszczącego u mnie babiego lata zrozumiałem, że byłem w błędzie, to piękny, kolorowy i niepowtarzalny okres w roku :-)
_________________
Aktualna pora roku: Późna wiosna 🤩

Maj - trudny wiek sezonu wegetacyjnego.
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 110 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11799
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Marzec 2020, 21:33   

Podobnie ja, zacząłem go bardzo cenić, natomiast babie lato uważam za jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaka może się przydarzyć :) Po raz pierwszy wielkie wrażenie wywarła na mnie w końcówce września 2011.
Jedna ze zmian, jakie dotknęły mnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Trochę zraziłem się do tzw. pseudociepła, a jeszcze bardziej - do długich okresów pogodowej solarnej nudy, jak w październiku 2019, kiedy nawet urojone miasta partnerskie na Lazurowym Wybrzeżu mogłyby mi pozazdrościć lampy i stałości "wysokich" temperatur. Nie oznacza to, że już tego nie lubię. Amplitudy mi tak nie przeszkadzają, a ponadto jestem do nich przyzwyczajony. Zabranie czegoś cieplejszego rano nie jest dla mnie szczególnym problemem, zwłaszcza że np. będąc na uczelni, mogę zostawić tam kurtkę czy marynarkę na cały dzień i zabrać sobie dopiero wieczorem przy powrocie do siebie. Nadal bardzo lubię to uczucie, kiedy o tak późnej porze roku można poczuć na sobie ponad 20 stopni ciepła, często przy dodatkowo pięknych krajobrazach. Ważniejsze jest dla mnie jednak to, by wieczorami wychładzanie nie było zbyt szybkie. Pod tym względem październik 2019 był lepszy od 2018. W tym wcześniejszym pamiętam chociażby piątek 12 października, kiedy szykowałem się do wieczornych obserwacji. Temperatura po zachodzie Słońca poleciała na łeb, na szyję, podczas gdy w kolejnym roku zdarzało się, że jeszcze po ciemku szło poczuć względny komfort. Tylko, że zbyt długo to trwało...
To październik. We wrześniu z kolei granicą przyzwoitości jest dla mnie TMin 10 - niżej już zdecydowanie nie chcę i mogę poświęcić słoneczną pogodę i popołudniowe ciepło za to, by rano nie było za zimno. Wrzesień to jeszcze nie czas na gruby ubiór, pseudociepło na początku września 2013 było paskudne :(
Zależy mi też na regularnych opadach, ale nie muszą być znowu nazbyt częste. Kilka dni deszczu i kilka dni Słońca albo regularne, częste kapuśniaczki po których niebo się rozpogadza, to dla mnie świetna opcja. Dłuższe okresy bez deszczu przyjmuję, jeśli wcześniej popada obficie, stąd listopad 2019 oceniam niezmiennie bardzo wysoko. Już wtedy zwracałem uwagę na to, że wilgotno było do samego nadejścia grudniowych przymrozków, więc naprawdę ok.

Lato pokazało mi z kolei, że upał musi kończyć się burzą i ulewą (względnie samą ulewą), a nie przejściem w "ładną" pogodę, jak w sierpniu 2015. Dla mnie burza to ładniejsza pogoda, uwielbiam je niezmiennie i przykro mi, że tegoroczny sezon zleciał tak szybko przez to majowe bezburzowie.

Z kolei wiosną... nie jestem wrogiem Słońca i lochu, jak również trochę inaczej pojmuję suszę i problemy z nią związane, ale padać ma często i kropka. Czuję, że będę musiał się mocno zastanawiać nad przykładowo kwietniem 2018, który z jednej strony był suchy, lecz z drugiej, rozwinął przyrodę w niesłychanym tempie i oszczędził niepożądanych rzeczy związanych z posuchą. Nad takim kwietniem 2009 czy 2020 nie będę się już jednak zastanawiał. Ten pierwszy jeszcze chociaż tak nie mroził, ale tegoroczny pokazał taką złośliwość, że wstydzę się swoich wpisów z początku tego kwietnia o treści "w Nowym Sączu piękna pogoda, szkoda że sucho" itp. To był jeden z najgorszych miesięcy XXI wieku, na pewno w pierwszej dziesiątce, choć myślę, że i w piątce znajdzie się dla niego miejsce.
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

11.05.2009 - 11.05.2024

Jubileusz 15-lecia pięknej pasji, która zaprowadziła mnie w to miejsce i uczyniła moje życie ciekawszym :serce:
Ostatnio zmieniony przez PiotrNS 4 Wrzesień 2020, 11:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
FKP 
Poziom najwyższy
Fan wiosny i lata



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 166 razy
Dołączył: 21 Maj 2019
Posty: 24121
Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 26 Marzec 2020, 21:36   

Kiedyś moją ulubioną porą roku była wiosna a teraz zdecydowanie lato, co do najmniej lubianej nic się nie zmieniło, od kąt pamiętam nienawidzę śniegu, braku Słońca i mrozu, kiedyś nawet bardziej niż teraz. Za to jesień wiele zyskała w moich oczach ;-)
_________________
Aktualna pora roku: Późna wiosna 🤩

Maj - trudny wiek sezonu wegetacyjnego.
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 135 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35436
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 26 Marzec 2020, 22:10   

O mojej ewolucji upodobań to można by książkę pisać.

A jak książka, to trzeba ją podzielić na rozdziały. Oprócz ewolucji upodobań będę pisać także o rozwoju pasji.

Rozdział Pierwszy - obiektywny obserwator (2006-2014)

Jak wspominam te 8 lat, to pamiętam, że w tym czasie naprawdę nie miałem jakichś szczególnych upodobań i zbytnio się nie ekscytowałem tym jaka będzie pogoda. Nagrywałem nałogowo prognozy, z kolejnymi latami znajdywałem nowe pogodowe zakamarki neta. Ale tylko niektóre okresy pogodowe wzbudzały we mnie jakieś emocje, najczęściej były to te złe - jak pogoda była okej, to nie zwracałem na nią uwagi. Pamiętam, że w tamtych czasach bardzo rzeczowo podchodziłem do pogody i wręcz irytowałem tym innych. Ostatecznie z tego obiektywizmu wyleczył mnie rok 2017, który spędziłem na Twojej Pogodzie... Ale do tego dojdę już w kolejnych rozdziałach.

A w tym opiszę dwie rzeczy - ewolucję mojej pasji i pojedyncze miesiące, w którym jednak reagowałem mocniej na panującą pogodę.

24.03.2006 był dniem w którym zaczęła się pewna era w moim życiu. Tego dnia dostałem, a właściwie ukradłem rodzicom :lol: aparat, którym zacząłem nałogowo nagrywać wszystko. Tak, wszystko co się dało, jak jakiś wariat. :mrgreen: Jedną z tych rzeczy były prognozy pogody. Początkowo bardziej mnie fascynował sam fakt, że nagrywam prognozę niż to co w niej jest, ale fakt - przez to zacząłem zapamiętywać pogodę. Szczególnie mnie jarała prognoza warunków biometeo i bardzo chciałem aby były one neutralne - nigdy niekorzystne, nigdy korzystne :lol: :lol:

Tak mijały kolejne miesiące i lata. Pierwszym miesiącem, który jednak wzbudził we mnie duży niesmak był wiadomo który. Marzenie o końcu tego piekiełka, o deszczu. Na szczęście modlitwy sejmowe spełniły się z nadwiązką :-> Ale, tu już was bardziej zaskoczę, kolejne miesiące 2006 roku też mnie jakoś irytowały. Miałem serdecznie dosyć lampy z września 2006, a od połowy listopada marzyłem o śniegu. Pamiętam, że bardzo źle zniosłem, że całą zimę nie ulepiłem bałwana (jedyny większy śnieg był podczas wyjazdu na ferie). Ale w 2007 i 2008 roku już mniej takich emocji przeze mnie przechodziło, chociaż zimą 2007/08 też brakowało mi bałwana (co ciekawe, jak w lutym 2009 w końcu spadła fura śniegu, to już wyrosłem z tego :lol: ). Dalej nagrywałem prognozy, ale ponieważ jeszcze nie znałem internetu, to w zasadzie na tym się to kończyło.

Późną wiosną i wczesnym latem 2009 były momenty, że mnie wkurzały opady. Po prostu miałem pecha - zawsze jak wyjeżdżałem na działkę, to lało, potrafiło to trwać godzinami. Jeszcze bardziej pamiętam swoją irytację z powodu lochu i ulew dwukrotnie w maju 2010 - początek i połowa miesiąca.

A co do rozwoju, to jak Wam pisałem już kiedyś, pod koniec listopada 2009 zacząłem działać w netach, odkryłem wtedy jutuba, ale także, że niektóre prognozy są zapisywane w necie (ale tak na stałe, to dopiero od 2011 TVN METEO je zapisuje). W maju 2010, gdy miałem dosyć opadów, zacząłem pierwszy raz w życiu bardziej szperać po netach i jak dobrze pamiętam wtedy odkryłem pierwszy raz Twoją Pogodę (forum jeszcze nie, tylko artykuly i prognozy) oraz... Blog Królowej..... Na Twojej Pogodzie znalazłem coś co mnie zafascynowało - od stycznia 2007 TP publikowała dość ciekawe bilanse każdego miesiąca. To pierwszy raz skłoniło mnie do dokładniejszego interesowania się przeszłością pogody, chociaż do odkrycia baz danych było jeszcze daleeeeko...

Tak wyglądał bilans jednego z moich ulubionych miesięcy (chociaż wtedy to "ulubienie" miałem głęboko w tyłku) - do dzisiaj się uchował: https://www.twojapogoda.p...polsce_1598335/

W latach 2010-11 byłem nieco bardziej zafascynowany przeglądaniem tych bilansów, każdy z nich już prawie znałem na pamięć. W którymś momencie stała się "tragedia" - Twoja Pogoda odpuściła sobie robienie bilansy. Znalazłem wtedy (gdzieś we wrześniu 2011)amatorskie bilanse jakiegoś warszawiaka z Białołęki - to dzięki nim dowiedziałem się, że rok 2011 był prawie ekstremalnie suchy. Prawie, bo przeszkodził mu w tym lipiec i to wyjątkowo skutecznie.

W latach 2012-13 moja pasja całkowicie wygasła, a na pogodę wtedy praktycznie nie zwracałem uwagi, chociaż pamiętam jakie wielkie moje zdziwienie było, gdy Wisła prawie "wyschła", bo kojarzyłem, że latem 2012 bardzo często padało. Lata 2012-13 to bardzo opóźnione początki mojego życia towarzystkiego i poczucia obciachu. Miałem wrażenie, że zajmowanie się tym, nawet w domu po kryjomu, to wielkie dziwactwo. W tamtych czasach oczywiście jakieś tam prognozy sprawdzałem, więc było nieco na bieżąco, ale robiłem to prawie jak zwykły człowiek. Nieco odżyłem w lutym 2014, gdy prognozy dawały nadzieję na prawdziwą wiosnę i jakieś rekordy (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że luty 1990 był rekordowy, ale jakieś tam skojarzenia były). Pamiętam jednak, że tamten luty mnie strasznie rozczarował, a ciepła w ogóle nie czułem (nic dziwnego, ranki i wieczory były bardzo zimne). Ale to był taki epizodzik....

Bardzo możliwe, że byśmy się tu dzisiaj nie widzieli, a moja pasja by nie istniała... gdyby nie... no już pewnie domyślacie się co. Powtórka sprzed 8 lat. Lipiec 2014. Dzisiaj się w sumie bardzo zastanawiam, czemu mi tak bardzo on zalazł za skórę, skoro u siebie byłem tylko tydzień tego miesiąca. Do 13.07 byłem w Zwardoniu, a od 19.07 w Bieszczadach. Chyba mimo wszystko śledziłem prognozy na bieżąco dla Mazowsza, głównie po to by mieć pewność, że po powrocie z Bieszczad koszmar minie. Pamiętam nawet, jak przy słabym internetowym łączu w górach sprawdzałem szesnastodniówkę Twojej Pogody, modląc się, żeby zobaczyć w niej definitywny koniec gorąca, coś jak rok wcześniej 10.08, lub parę lat później 2.07 wiadomo którego roku. Ale to wciąż nie była bezpośrednia przyczyna "wyskoczenia" mojej pasji... Było nią, uwaga, odkrycie... accuweather. Tak, ta słynna, przeklęta strona od miętowego awataru. Odkryłem ją, podczas szperania w poszukiwaniu optymistycznych prognoz. Ale czemu to wpłynęło na dalszy rozwój pasji, to już temat na kolejny rozdział....
C.D.N.
_________________
Luty 2024>>>Maj 2024

#weźdajkoniecpustynii
#wszystkoinnelepsze
#jebaćpustynię
#tylkopunktyrosypowyżej10stopni
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 135 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35436
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 26 Marzec 2020, 22:12   

Tak teraz patrzę, że wyżej rozpisałem się może trochę nie na temat, aczkolwiek przez tamte 8 lat naprawdę upodobania były dla mnie mało istotne. Jedyne, czego nie tolerowałem to ciągów gorąca, jak w lipcu 2006 czy 2014, a przed skończeniem 12 roku życia irytowały mnie także "Zimy Trzydziestolecia" (za to już, gdy przyszła namiastka kolejnej, to wręcz jej kibicowałem - luty 2014)
_________________
Luty 2024>>>Maj 2024

#weźdajkoniecpustynii
#wszystkoinnelepsze
#jebaćpustynię
#tylkopunktyrosypowyżej10stopni
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 110 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11799
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Marzec 2020, 22:41   

"Tak, ta słynna przeklęta strona od miętowego awataru" - uwielbiam 😂
Poszerzanie moich horyzontów zaczęło się od Polskich Łowców Burz. Na ich stronę po raz pierwszy wszedłem w czerwcu 2009 roku, wkrótce po burzy mojego życia, w porze gdy błyskawice przychodziły prawie codziennie. Wtedy na tym forum było życie, czytałem je pasjami. Moją uwagę przykuło wiele relacji na żywo, gdzie poruszane były także inne aspekty jak temperatura i wilgotność, dzięki czemu śledziłem pogodę bardziej wnikliwie. Zainteresowałem się także historią - na początku czytałem z wielkim zaciekawieniem informacje o gwałtownych burzach i trąbach powietrznych w dawnych czasach. Uświadomiło mi to, że takie zjawiska nie są wcale w Polsce nowością, jak mówiło się w telewizji w sierpniu 2008 roku. Czerwiec/lipiec 2009 był także okresem, gdy zacząłem wchodzić na YouTube w poszukiwaniu filmów przedstawiających burze. To były jeszcze czasy amatorskich relacji nagrywanych kalkulatorem, nie było HD, a filmik z porządnego aparatu był na wagę złota. Pamiętam że oglądając te filmy, ściszałem głośniki, bo przy uderzeniach piorunów bardzo często dało się usłyszeć soczystą łacinę podwórkową i nie chciałem żeby ktoś słyszał xD Pod koniec 2009 roku trafiłem na TP i również bardzo polubiłem ich bilanse. Stopniowo wciągałem się w meteorologię, ale nie po całości. Interesowały mnie przede wszystkim burze, zimy i wiosny - a jesienią zainteresowanie zamierało. Zdarzały się momenty, gdy ponownie urastało, np. przy okazji Majówki Tysiąclecia czy oczywiście marca i kwietnia 2013. Nadal jednak najczęściej odwiedzaną stroną było forum PŁB i Twoja Pogoda, natomiast o Meteomodelu nie słyszałem. Kiedy miałem 11-12 lat, trochę wstydziłem się swojego zainteresowania burzami, wydawało mi się ono trochę dziwne i nie wiedziałem jakie reakcje w otoczeniu wywołałoby to, że inspiruję się łowcami, którzy wtedy byli często traktowani jako szaleńcy, szacunek wobec nich wzrósł po 11 sierpnia 2017. Wszyscy jednak widzieli, że to mój konik i potrafiłem o tym gadać na okrągło :D
Ostatni na razie etap rozwoju zainteresowania, to trafienie na Meteomodel. Stało się to latem 2015 roku, kiedy trafiłem na ich fanpage na Facebooku (ten poprzedni, nieaktywny). Na początku tylko czytałem dyskusje, a pierwszy post napisałem w sierpniu 2016 (chwaliłem pogodę). I tak zaczęliśmy się poznawać, a pasja kwitnie :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

11.05.2009 - 11.05.2024

Jubileusz 15-lecia pięknej pasji, która zaprowadziła mnie w to miejsce i uczyniła moje życie ciekawszym :serce:
 
     
Bartek617 
Poziom najwyższy
Fan danych :)



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 20 razy
Wiek: 25
Dołączył: 02 Sty 2020
Posty: 14136
Miejsce zamieszkania: gmina Zielonki/Kraków
Wysłany: 26 Marzec 2020, 23:02   

Tak...- pewnie nie przedstawię tego tak ciekawie jak inni, ale też miałem swoje wspomnienia (przepraszam, jeśli to zabrzmi bardziej jak wyznanie czy pamiętnik z osobistymi myślami niż jako konkretne skojarzenia związane z porami roku). :-( Początek wiosny odbierałem jako koniec padania śniegu, a to przeważnie kończyło się koło 20 marca (w kwietniu raczej rzadko u mnie padało, jak to mi kilka dni temu Piotr przyznał). Pamiętam jeszcze topienie Marzanny, bo zimy jednak były bardziej mroźne i śnieżne. Jak byłem nieletnim (znaczy tak do 13. r. życia), to obecność białego puchu podczas zimy była dla mnie formalnością. Gdy chodziłem do przedszkola, to zawsze był taki okres, kiedy mogłem pójść z Rodzicami na sanki. Nie lubiłem tylko zbytnio bitwy na śnieżki z tych atrakcji, za to lubiłem lepić bałwana- chciałem zrobić takiego jak w Tabaludze, ale nie miałem marchewki i kasztanów) i aniołki na ziemi też były fajne. :cry: Nart, łyżew czy snowboardu nie lubiłem, w ogóle nie podobały mi się sporty zimowe i jazda w góry do mnie nie przemawiała. :cry:

Wiosna kojarzyła mi się z większą ilością słońca (co się sprawdzało- nie przypominam sobie totalnie ciemnej wiosny), ale jednak z bardziej regularnymi temp.- teraz jest tak, że zwyciężają ciepłe opcje, a chłodne choć pojawiają się rzadziej, bywają bardziej drastyczne w odbiorze. A dawniej jakoś tak miałem wrażenie, że jak wiosna przyszła, tak została dłużej przez umiarkowane temp. Dlatego nawet jak pogoda była paskudna, to się tak nie zagłębiałem, a cieszyłem się, że trwa wiosna (nie byłem tak drobiazgowy jak teraz). Patrzyłem na nią przychylniej niż na jesień, bo zdawałem sobie sprawę, że stopniowo będzie coraz cieplej. Osobiście nie pamiętam Wielkanocy zbytnio jako wilgotne przedwiośnia (być może ochłodzenia obejmowały inne okresy?). Bez ogimetu czy innych archiwalnych stron nic sobie niestety nie przypomnę, bo też się tak nie interesowałem, co i jak. Pogoda w Majówki też bywała bardziej sprawdzona i niekiedy miałem styczność z powiewem powietrza z S Europy. Ale oczywiście też znajdowało się dużo miejsca (a jakże) na Zimną Zośkę. Dawniej mnie ten okres niepokoił, a teraz nawet się cieszę. Jak tylko nie ma dużych przymrozków (jak zresztą w kwietniu), a jest pogodnie i sucho, to taką pogodę biorę w ciemno, bo wiem, że gorąco nie może być u nas cały czas. :-(

Lato kojarzyło mi się z ciepłem, ale jednak takowym ciepłem dla mnie już było 25 C. Cieszyłem się w dużej mierze, bo w tej porze roku mam urodziny (sierpień) i jak chyba każdy gówniarz, że nadchodzą wakacje. ;-) Jakbym obecną pogodę przenieść na dawne czasy, to wówczas bym się totalnie zagotował w tym skwarze i falach upałów spowodowanych przez napływ mocnych i trwałych zwrotnikowych mas powietrza. Gorąc, mimo że rzadszy, jednak też dawał o sobie znać. Właściwie z lata mam najpiękniejsze wspomnienia z obozu zuchowego gdzieś między Kielcami a Sandomierzem (koło Staszowa) w I połowie lipca 2007 r. (miałem 9-10 l.). Tak, wiem, pogoda była felerna w tym okresie (choć w 2 dni obozu, pamiętam, że poszliśmy nad jakiś zalew, czy plażę okoliczną), ale często chodziliśmy do pobliskich lasów, by zbierać jagody i inne owoce leśne+pamiętam też, że będąc zuchem, 1 ładna druhna o delikatnej urodzie mi się spodobała. Wiem, że była wyraźnie starsza (na tym etapie jednak 10 l. to wielka różnica), ale wyglądała tak trochę jeszcze jak uczennica szkoły średniej. :oops: Kolegów za bardzo nie miałem, to szukałem wówczas porozumienia wśród młodych, lecz już pełnoletnich obywateli RP. :-( I pamiętam, że ta druhna mnie akurat bardzo lubiła. Koniec obozu był dla mnie ambiwalentny (i z przeciwną pogodą niż na początku- wcześniej było pochmurno i temp. ledwo dochodziła do 20 C, a końcówka była gorąca i słoneczna- ponad 30 C)- z 1 strony chciałem wrócić do domu, do Rodziców (bo się nieswojo czułem wśród koleżanek/kolegów), a z 2 stęskniłem się za tą wówczas 20-letnią druhną. :cry: Ale zawsze (w okresie przedszkolnym i szkoły podstawowej) jeszcze jeździłem na wakacje do Dziadków w Nowym Sączu, stąd też miałem okazję popodziwiać to miasto. Czasem odbywałem wycieczki z Dziadkami w stronę Rynku czy Osiedla Barskiego (gdzie Wujostwo mieszka) albo nad rzekę Dunajec czy Kamienicę. Pamiętam ule, które mijałem przemierzając wówczas Kocie planty- bajeczny widok. ;-) Już mi się płakać chcę, jak pomyślę sobie, że ten obszar uległ degradacji w związku z postępującą urbanizacją (wiem, minęło zaledwie 10-15 l., to może nie za wiele się zmieniło, ale jednak mnie to trochę smuci). :cry: A pogoda przeważnie podczas pobytu u Babci dopisywała- z reguły trafiałem w "pogodne" okresy. Naprawdę wielkim zaskoczeniem był dla mnie widok całkiem szarego nieba, takie dni pojawiły się na szczęście w 1-cyfrowych ilościach (analizując sumę pobytu u Dziadków: średnio było to ok. 20-30 dni na rok, raz trochę dłużej, raz krócej, więc mogło to oscylować wokół 200 dni). Zresztą w Krakowie lato również nie kojarzyło mi się jako paskudne (nie zwracałem tak uwagi na słońce i błękitne niebo- dziś mam "zupełnie udany dzień" mając taki obraz przed oczami, a wtedy nie miało to dla mnie większego znaczenia, choć w pewnym stopniu to mnie cieszyło, bo chyba zawsze wolałem słońce od deszczu). Przeważnie jak wracam do przeszłości, to widzę przed oczami ładną pogodę. Owszem, burze się niekiedy zdarzały i je akurat niezbyt lubiłem (ale nie miałem aż takich obaw, jak teraz, że sprawdzam z wyprzedzeniem czynniki CAPE, linię zbieżną wiatru, temp. na poziomie 850 hPa i punkt rosy itp. itd.- zresztą xD ja chyba do 10 roku życia w ogóle nie korzystałem z komputera). Za to nie lubiłem dni z kilkunastoma C i deszczem (a teraz nawet się cieszę na ich obecność, nie wiem czemu). Rozpisałem się trochę, przepraszam, wiem, że większość to nuda i dygresja, ale nie byłem w stanie- mam nadzieję, że w tym gąszczu niepotrzebnych informacji udało mi się kluczowe wrażenia przekazać. :-(

Jesień mi się dawniej kojarzyła negatywnie, z uwagi na powrót do szkoły (i też do rówieśników, nauczycieli i innych w ogóle ludzi- wstyd mi się przyznać, ale byłem dość problematycznym i zagubionym dzieckiem). :-( A że czasem pogoda robiła prezenty (jak np. IX-X 2006, większość IX-1 połowa X 2009, wśród lat 2010-2017 też coś się znalazło), to spędzałem ten czas, grając w piłkę z kolegami na boisku po lekcjach (jednak nawet wtedy nie byłem w stanie docenić ładnej pogody (bardziej stresowałem się sprawami związanymi ze szkołą albo jak imponować koleżankom i kolegom), a teraz będąc beztroskim, choć nadal trochę wycofanym studentem wychwytuję i cieszę się, że kolejny piękny dzień z korzystnym biometem nadchodzi, bo jest okazja na samotną wycieczką rowerową, a czasem jeżdżę w odwiedziny do 1 kolegi). Byłem beznadziejnym graczem i przeważnie na bramce stałem (bo tu sobie nawet radziłem i jak to koledzy raczej nieprawdziwie ujmowali- "nikt tak nie broni dobrze bramek jak ja"), jednak zawsze ciągnęło mnie do "gały" (zresztą kolekcjonowałem karty piłkarzy, oglądałem kiedyś mecze piłki nożnej, grałem częściej w Fifę, gdy dostałem PSP- piękne wspomnienia). Oczywiście kolo listopada (czasem nawet w październiku, ale to raczej rzadko) trzeba to było wszystko zawiesić, bo już robiło się chłodno i też drzewa były takie puste, a niebo takie szarawe. Już ten widok tak nie zachęcał do przebywania na zewnątrz. :-(

Zima jak miałem okazję wspomnieć, jednak jeszcze przypominała zimę i dawniej mnie to nawet cieszyło. Niemniej nawet w latach 2000-2010 raczej później nadchodziła po ewentualnych listopadowych kilkudniowych epizodach (wyjątek XI 2007- tu zima jak przyszła koło Dnia Niepodległości, tak całkiem ładnie 2 tygodnie z przerwami potrzymała), bo grudzień przeważnie sprawiał wrażenie przedłużenia jesieni (mróz się pojawiał niekiedy, ale brakowało śniegu, a jak się coś bieliło, to po kilku dniach była odwilż i chlapa, chyba tylko XII 2010 był wyjątkiem). A styczeń już miewał przeważnie zimowe oblicze i białe krajobrazy były stosunkowo typowe. W lutym już raczej rzadziej, jednak niekiedy zima potrafiła zaskoczyć. :cry: Najbardziej mi się smutno robiło, gdy po dość niepozornych (co do śniegu, bo mrozy konkretniejsze zdarzają się nawet i teraz) okresach zimowych nadchodziło ocieplenie i dochodziły do głosu zwrotnikowe masy powietrza albo wiatr halny i "zimowy kanikuły", które potrwały parę dni (i te 10-15 C się pojawiało, z aurą często "średniawą", na pewno nie taką jak w II 2019), a później była przebudowa pola barycznego i zaczęły iść niże z południa (genueńskie lub bałkańskie), sprawiając, że zima wracała ze zdwojoną mocą. Tak chyba było w połowie II 2009 (2008/2009 była dość niepozorną zimą (jak patrzyłem na statystyki meteomodelu), ale mroźna i śnieżna II połowa lutego 2009 odmieniła znacząco jej obraz- pamiętam, że moją Mamę złapało wtedy większe przeziębienie i się poważniej rozchorowała, dlatego z tego okresu nie mam akurat przyjemnych wspomnień). :cry: Jednak no właśnie wtedy (i wcześniej i nawet później) byłem dzieckiem i z racji tej, że miałem przyzwolenie na zabawę w śniegu, to pozytywniej odbierałem zimę. Teraz ją postrzegam jako coś niepotrzebnego, bo zdaję sobie sprawę z kłopotów na drogach (niektóre bywają zamknięte w skrajnych sytuacjach), śliskich chodnikach, korkach (ludzie boją się, że spowodują wypadek, więc wolą jechać wolno)- ogólnie gorsze są wtedy warunki i też oczywiście za ogrzewanie są większe koszta. Zrobiłem się trochę takim neutralnym pragmatykiem (ciepłolub w porze chłodnej, a w porze ciepłej- no właśnie, nie wiem, kim tu jestem: lubię ciepłą i słoneczną (nie oznacza, że skrajnie suchą- bynajmniej) wiosnę i jesień, ale co do lata mi tak nie zależy (wychodzę z takiego założenia, że nawet najpaskudniejsze miesiące letnie mają swoje ładne okresy). :-(

No nic, przepraszam za ten rozwlekły opis. Pewnie za wiele i tak nie wniósł. :-(
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Uuu, Globcio...



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 110 razy
Wiek: 24
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 11799
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Marzec 2020, 23:25   

Super opis, mnie się bardzo podoba! :) Ja kiedyś marzyłem o zamku z lodu - takim, w jakim mieszkał Arktos z "Tabalugi" :D Lepienie bałwanków niespecjalnie mi szło, za to polubiłem jazdę na nartach. Uczyłem się jeździć na stoku w Cieniawie koło Nowego Sącza w styczniu 2010 roku i w ferie jeździłem tam prawie codziennie. Pamiętam wyjazd na narty pod koniec grudnia 2010 (prawdopodobnie 28 grudnia) i przeogromne halo ze słońcami pobocznymi, jakie wtedy się ukazało. Nigdy wcześniej i później takiego nie widziałem.
Z powrotami do szkoły po wakacjach było u mnie tak, że po jakimś czasie laba mi się nudziła, a z drugiej strony żal mi było lata i wakacji, po czym przychodziłem na rozpoczęcie roku szkolnego i już wszystko było normalne i przyjemne. 30 i 31 sierpnia było przykro, a już 2 września zawsze wesoło :D Jestem raczej introwertykiem i czasami zdarzały mi się okresy takiego wycofania, ale taka jest natura, a jakieś towarzystwo zawsze było. W gimnazjum miałem taką sobie klasę, ale na innych etapach edukacji miałem pod tym względem całkiem sporo szczęścia, a do tego trafiło się sporo znajomości z wycieczek.
Taką czy inną druhnę to chyba każdy miał w swoim życiu, ja pierwsze zauroczenie przechodziłem w podobnym wieku ;) W piłkę grałem całkiem dobrze, interesowałem się nią głównie w latach 2011-13, natomiast później mi trochę przeszło, ale nadal daję radę. Mieliśmy paczkę z kolegami z sąsiedztwa i graliśmy na polu przed moim domem, a później chodziliśmy na boisko szkolne, gdzie piłka często wylatywała nam przez płot do takiej starszej pani obok, która za każdym razem nas straszyła, że tej piłki nie odda :lol: Raz podczas jej nieobecności włamaliśmy się tam na podwórko przez płot, by odzyskać piłkę, było adrenaliny co niemiara xD
Jeszcze co do grudnia, to pamiętam swoje rozczarowanie, kiedy w 2010 roku specjalnie na Wigilię przyszła odwilż. Ciekawe czy bym uwierzył, gdyby ktoś powiedział ile razy jeszcze takie rozczarowanie nastąpi ;)
Dawniej lubiłem jeszcze silny wiatr, którego teraz nie chcę. Kiedy za oknem panowała taka mało przyjazna pogoda, w domu było jakby bardziej przytulnie i stwarzało to takie fajne uczucie :D
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

11.05.2009 - 11.05.2024

Jubileusz 15-lecia pięknej pasji, która zaprowadziła mnie w to miejsce i uczyniła moje życie ciekawszym :serce:
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan wiosny i jesieni



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 135 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 35436
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 26 Marzec 2020, 23:45   

Rozdział Drugi - Ofiara Okęcia (2014-2017)

W omawianym okresie już na poważnie zaczynałem mieć pewne preferencje, dlatego najpierw tu napiszę jak się rozwijała w tym czasie moja pasja, a potem jak subiektywnie reagowałem na pogodę w poszczególnych okresach w tych latach.

Do dzisiaj pamiętam 16 dniówkę z 27.07.2014. Niestety, mapki przy słabym necie się nie załadowały, ale tekst mi wystarczył, by odczuć euforię:

http://photos.app.goo.gl/hraTbDSK9uGXeFZp7


Zawsze to lubiłem, gdy wracałem z wyjazdu i się robiła taka rześka pogoda. Tak miałem rok wcześniej po powrocie z Grecji i także tym razem mnie to czekało (już okres od 5.08 w moim odczuciu nie był wcale gorący).

Jednak, mimo uspokojenia pogody, po powrocie do domu dalej korzystałem z aplikacji accuweather. I w końcu, nie mogło być inaczej, zorientowałem się, że zawiera ona dane historyczne z poprzednich 2 roczników (od początku 2013 roku w tamtym momencie). Niestety były to dane temperatury tylko, ale zawsze coś. Od czegoś trzeba zacząć :mrgreen:

I jakoś tak przeglądając dane, zaczęło mi wracać to wszystko. Powróciłem na stronę gościa z Białołęki, pierwszy raz też odkryłem mapki IMGW oraz dane z meteomodelu. Gość z Białołęki od początku 2014 zawiesił działaność, dlatego przerzuciłem się na ciekawe miesięczne podsumowania meteomodel. To jednak było jedyne, na co tam patrzyłem, forum nawet nie wiedziałem że istnieje.

To wszystko o czym wspomniałem miało miejsce na jesieni 2014. Pamiętam, że jak przeglądałem te dane z IMGW, to mnie trochę rzeczy zaskoczyło, m.in. że marzec i kwiecień 2014 były u mnie "mokre", czy, że grudzień 2013 był pogodny (kojarzyłem go głównie z nudnym zgniłym wyżem), podobnie luty 2014 w moim odczuciu był najwyżej przeciętny solarnie. Zaskoczył mnie też natłok miesięcy powyżej normy (wtedy jeszcze używali normy 1971-2000). Wtedy jeszcze były takie czasy, że globalne ocieplenie było dla mnie jednym z wielkich mitów :lol: I nawet nie umiałem tych faktów powiązać.

Dopiero w grudniu 2014 natrafiłem na coś ciekawszego. Okazało się, że na weatheronline są/były dostępne dane ze stacji z większych miast, w formie niestety niewygodnych wykresów - ale mimo to zacząłem zabawę i zacząłem mozolnie liczyć sumy opadów i temperatury z Okęcia. Dla mnie to był wielki przełom, bo mogłem dopiero wtedy poznać dokładne dane dobowe. Na tej stronie były też dostępne wykresy usłonecznienia, ale im jeszcze nie poświęcałem większej uwagi. W ciągu kolejnych kilku miesięcy już miałem wyliczone sumy opadów dla wszystkich miesięcy 1998-2014, już wtedy zauważyłem jak drastycznie urosły sumy opadów styczniowi i lutemu w obecnym wieku. Kilka tygodni później natrafiłem na coś lepszego, okazało się, że gdzieś na stronie IMGW są tabelki klasyfikujące termicznie, oraz opadowo dane miesiące na Okęciu, oraz także dane, niestety standaryzowane w dziwny sposób, mówiące o poziomie odchylenia temperatur od normy w danym miesiącu (też Okęcie):

https://photos.app.goo.gl/j7NtVz2TndmoXVkY8

https://photos.app.goo.gl/7KZnWU84MuHLkBiK6

Dzięki temu zacząłem super zabawę, szeregując sobie konkretne miesiące, który był cieplejszy, a który zimniejszy.

Ale w tym wszystkim zapomniałem o istotnej rzeczy. Bowiem dane na weatheronline były niby kompletne... Ale niewystarczająco... Został w nim urwany bowiem sierpień 2014. W głowę zachodziłem, jakim cudem ten miesiąc okazał się mokry (72mm na Okęciu). I byłem zdesperowany, by znaleźć jakieś inne źródło danych, które zawiera sierpień 2014. Tak, po kilku wieczorach intensywnych poszukiwań odkryłem.... ogimet. Miało to miejsce gdzieś pod koniec kwietnia 2015. Dowiedziałem się wtedy, że to głównie zasługa burz 4.08 i 13.08 (w sumie 30mm) :-/ , które minęły mnie totalnie bokiem, a trafiły na Okęcie.

Ogimet był dla mnie wielkim przełomem. Pozwalał mi na śledzenie danych co godzinę, a także na szczegółowe przyjrzenie się historycznym dniom. Już wtedy podejrzane wydawały mi się sumy usłonecznienia, bo nie współgrało to się z tym co pamiętałem, ale stwierdziłem - pewnie coś źle pamiętam.

I tak sobie to trwało do stycznia 2017, kiedy napisałem swój pierwszy komentarz na Twojej Pogodzie. Jak go wam tu pokażę, to nie uwierzycie, że ja byłem jego autorem.... Można powiedzieć, że w ten sposób przechodzimy do właściwego wątku, czyli moich preferencji

https://photos.app.goo.gl/a63Up4DBknRp9fQG9

Jakież to głupoty wtedy pisałem..... :->



A co do kwestii odczuwania pogody... Sierpień 2014 odczuwałem naprawdę wspaniale - było rześko i ładnie. W tamtym czasie patrzyłem nie tyle na godziny słońca, co na to czy pada i czy nie jest totalnie ciemno. Szczególnie, jak wiecie, dobrze wspominam pobyt w Piszu.

W kolejnych miesiacach nadal cieszyłem się z ładnej pogody, a susza wtedy zamiast niepokoić, mnie "jarała". Tak, wiem - wstyd... Z listopada 2014 pamiętam z kolei, że bardzo źle zniosłem 16 dni szarugi, bez grama słońca. Wtedy pierwszy raz uświadomiłem sobie, jak ważne jest słońce.

Potem przyszły suche, bezśnieżne mrozy, do których wtedy miałem dużą słabość. Pamiętam, jak już w lutym 2012 bardzo mnie bolało, że mrozy nie były totalnie bezśnieżne i spadło przed nimi te "głupie" 2 cm śniegu... :-| Po nich przyszła typowa zima, którą ceniłem za dynamikę, ale wkurzało mnie też, że było dosyć pochmurno.

Co do wiosny 2015 odebrałem ją neutralnie, oprócz zbędnego epizodu w pierwszej dekadzie kwietnia. W maju z kolei bardzo podobała mi się cykliczność - zawsze najcieplej robiło się koło wtorku, a najchłodniej parę dni później. Podobna cykliczność była zresztą we wrześniu 2012.

W czerwcu i lipcu 2015 cieszyłem się, że miesiące zapisywały poniżej normy. Bowiem pośród statystyk, zorientowałem się, że od 2006 nie było żadnego suchego roku względem 1971-2000 (chyba najsuchszy okres referencyjny) i bardzo mi zależało, by 2015 przyniósł w tym przełom. W tych dwóch miesiącach także oczekiwałem gorąca i wkurzał mnie chłód, hehe. Dopiero w sierpniu trochę przetrzeźwiałem, bo wtedy to już przegięło pałę.

Na jesieni ponownie wkurzała mnie pochmurność (głównie w październiku), oraz monsumy (tak nazywam kilkudniowe okresy bardzo wysokich opadów), które zabrały październikowi i listopadowi szansę na bycie suchymi, psując w ten sposób feng shui 2015 roku. Zaś grudzień - wtedy mnie naprawdę szczerze cieszył pod każdym względem, w tym także jego końcówka (znowu kochane bezśnieżne mrozy).

W 2016 i 2017 byłem jeszcze bardziej ciepłolubny, chociaż nie do końca. Zimą przede wszystkim nie chciałem śniegu i chciałem słońca. Wiosną i latem 2016 oczekiwałem okresów chłodnych i słonecznych. W kwietniu i czerwcu się to super udało, ale lipiec i sierpień w 2 dekadach nie do końca. Jednak ekstrema cieplne też mnie pasjonowały. Zarówno w czerwcu i wrześniu mnie jarał fakt, że na stacji w Warszawie pobiły rekord XXI wieku. I pamiętam, że właśnie latem 2016 snułem wizję wyjąkowo ciepłego października. Jak bardzo się zawiodłem, można się tylko domyślać. Październik 2016 wzbudzał we mnie najgorsze skojarzenia, byłem nim totalnie załamany. Do tego stopnia, że zimą 2016/17 stałem się już ekstremalnym ciepłolubem i solarofilem. Ale, co ciekawe, jak widać na skrinie, w moim odczuciu "ciepłem" zimą były już dodatnie tmaxy :mrgreen: Ogólnie dalej z biegiem 2017 wypatrywałem ciepłych i słonecznych jednocześnie okresów (to co dzisiaj robi FKP), ale głównie dlatego, by denialiści i marudy z TP się zamknęli. Nie udało się to cały rok, który właśnie w pogodzie spędziłem głównie na tamtym portalu, próbując uspokoić tych ludzi, a czasami samemu marudząc (wszedłeś między wrony, musisz krakać jak one). Mam wrażenie, że moje maruderstwo i roszczeniowość pogodowa się właśnie wtedy narodziły. A rok 2017 w żadnych okresie nie zażegnał tam żałobnych nastrojów. Do końca maja ludzie zachowywali się tak, jakby 10.05 był dzień wcześniej, a czerwiec podobno był "deszczowy", o jesiennym lipcu nie wspominając :lol: A ja, zamiast się śmiać, coraz bardziej ulegałem tamtym nastrojom i coraz bardziej marzyłem, by w końcu któraś z tych odsłon obiecujących 40 stopni się sprawdziła (a tamtego lata było ich sporo). Wkurzały mnie liczne burze, za które teraz bym dał się pociąć - nie dlatego, że sam ich nie lubiłem, tylko dlatego, że nie mogłem już czytać tych marudów. Kto by pomyślał, że rok później sytuacja się totalnie odwróci, i tym razem to czerwony i miętowy awatar będą mnie prześladować...

Tak czy inaczej miarka się przebrała, gdy zmienili tryb komentarzy na TP na facebookowy. Wtedy pojawiły się tam takie trolle, że juz nie mogłem wytrzymać. Gdzieś wyczytałem, że Lucas, Alewis i kilku innych trafiło na meteomodel. Z ciekawości tam wszedłem, zacząłem pisać i... spodobało mi się. Jeszcze w marcu 2018 użerałem się z grupką denialistów na TP, którzy mnie wyzywali jak tylko mogli, ale po kwietniu ostatecznie uciekłem z tamtego szamba.

Jeszczę odnosząc się do tytułu rozdziału... Latem 2017, gdy Okęcie zaczęło zaniżać usłonecznienie (wtedy jeszcze tego nie wiedziałem), nie mogłem zrozumieć, czemu zrobiło się tak pochmurno, chociaż tego absolutnie nie czuje. Tym bardziej że mapki IMGW nie wskazywały na jakieś odchylenia. Dla porównania więc zestawiłem dwa lipce - 2012 i 2017. Wg mapek IMGW, oba przyniosły u mnie około 250 godzin słońca. Wg Okęcia... lipiec 2017 ledwo 180 godzin, a lipiec 2012.... 360 godzin........... :!: I od odkrycia tej machlojki, zacząłem bardzo krytycznie patrzeć na tę stację, początkowo tylko na usłonecznienie, z czasem też na temperatury i opady (ile to razy widziałem ładne strefy opadowe, które Okęcie miało gdzieś....)

Pojawi się jeszcze trzeci rozdział, który opowie o ewolucji moich upodobań od słynnego 8.04.2018 do dnia dzisiejszego. Ale to już nie dzisiaj. Bo późno jest :mrgreen:
_________________
Luty 2024>>>Maj 2024

#weźdajkoniecpustynii
#wszystkoinnelepsze
#jebaćpustynię
#tylkopunktyrosypowyżej10stopni
Ostatnio zmieniony przez kmroz 11 Lipiec 2020, 21:29, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Akagahara style created by Naddar modified v0.8 by warna
Copyright © 2018-2024 Forum LUKEDIRT
Wszelkie prawa zastrzeżone
Strona wygenerowana w 0,17 sekundy. Zapytań do SQL: 8